piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 10

Caroline:

Przez kolejne kilka dni Duke dotrzymywał mi towarzystwa. Okazał się dla mnie naprawdę dużym wsparciem. Klausa nie widziałam wcale, ponieważ z tego co oznajmił nam dyrektor pan profesor Mikaelson musiał w bardzo ważnych sprawach rodzinnych opuścić miasto. Po części było to prawdą. Od dwóch tygodni nie widziałam również Tylera. Zastanawiałam się co Kol z nim zrobił po tym jak razem z Klausem odjechaliśmy spod domu. Pani burmistrz powiedziała mi, że Tyler postanowił wyjechać i już nigdy nie wracać. Dziwne, ale może to i lepiej, przynajmniej nie będę musiała już go więcej oglądać. Dobra koniec z tymi ponurymi myślami. Niebawem kolejny bal z okazji Dnia Założycieli i zamierzam się na nim dobrze bawić. Z dziewczynami mamy już świetne sukienki. Jednak jest jeden problem z kim pójdę. Bonnie idzie z Jeremym, Damon z Meredith , Elena ze Stefanem nawet Matt idzie (o zgrozo) z Rebeką. Dzisiaj idziemy wszyscy razem do Grilla więc postanowiłam zabrać ze sobą Duka, wszyscy chcą go poznać. Kiedy o siedemnastej szykowałam się już do wyjścia nadal moje myśli zajmowały wydarzenia z minionych kilku tygodni. Jednak z odsieczą przybył mi Duke, który zapukał do drzwi wejściowych.
- Cześć, Caroline. Wyglądasz wow... Brak mi słów- uśmiechnął się. Zawsze mi kogoś przypominał kiedy to robił ale nigdy jeszcze nie mogłam odgadnąć kogo.- Przy tobie wyglądam jak jakiś łachmaniarz- zlustrowałam go wzrokiem.- Wcale nie wyglądasz dobrze- miał na sobie czarne spodnie, białą koszulkę, która podkreślała jego umięśniony tors i ciemną kurtkę. Wyglądał tak jak każdy facet powinien wyglądać, wychodząc z dziewczyną do baru. Staliśmy przez chwilę pogrążeni w milczeniu po czym powiedziałam.- Lepiej się pospieszmy. Demon nie lubi spóźnialskich- popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.- Nie żeby mi zależało na jego zdaniu ale kiedy chce potrafi być bardzo nieprzyjemny, a nie chce żeby się do ciebie czepiał- teraz już jawnie się ze mnie śmiał.- Co cie tak śmieszy?- zapytałam zdezorientowana.- Ty!- krzyknął.- Ale to bardzo miłe, że chcesz być moim obrońcą- nachmurzyłam się.- Lepiej już chodźmy- uśmiechnął się i podał mi ramie. Przyjęłam je z ulgą i ruszyliśmy w stronę baru. Wszyscy już na nas czekali. Podeszliśmy do nich a ja dokonałam oficjalnej prezentacji.
- To Elena, Stefan- wskazywałam po kolei- Jeremy, Bonnie, Meredith, Matt- sama byłam zaskoczona- Rebekah i Damon. To jest Duke- wszyscy podali sobie ręce ale kiedy doszło do uścisku między Damonem a Dukiem starszy Salvatore musiał mnie zdenerwować.- No już myślałem, że nigdy cie nie poznamy. Po tym jak Tyler okazał się dupkiem, a wielki pan Mikaelson przestał interesować się Caroline już myślałem, że sobie ciebie wymyśliła- miałam ochotę go walnąć i rozkwasić tą jego śliczną gębę ale za mnie zrobiła to Rebekah.- Nie mieszaj w to mojego brata. Poza tym przyszliśmy tu chyba się napić a nie wysłuchiwać jakiś twoich wymysłów. Byłam jej wdzięczna za zakończenie tej głupiej wymiany zdań. Kiedy zajęliśmy miejsca przy stoliku zaczęliśmy luźną rozmowę przy niewyobrażalnej liczbie alkoholu. Po dwóch godzinach zaczęło ogarniać mnie zmęczenie, powiedziałam o tym Dukowi i pożegnawszy się ze wszystkimi opuściliśmy lokal. Świeże powietrze trochę mnie pobudziło i kiedy doszliśmy do domu zebrałam w sobie całą odwagę i zapytałam.
- Duke w przyszły wtorek organizują w naszym miasteczku bal z okazji Dnia Założyciela, czy nie miałbyś ochoty pójść tam razem ze mną- miał nieodgadniony wyraz twarzy.- Pomyślałam, że mógłbyś lepiej poznać wszystkich oraz historię naszego miasteczka, ale jeśli nie masz ochoty nie musisz iść- nagle się rozpromienił.- To będzie dla mnie olbrzymi zaszczyt madame. Sposobność towarzyszenia tak pięknej damie, wszyscy będą umierać z zazdrości kiedy zobaczą, że to ja prowadzę przy boku najpiękniejszą kobietę w miasteczku- od czasu przemiany w wampira nie lubiłam kiedy mężczyźni prawili mi takie płytkie komplementy, ale muszę przyznać, że podobało mi się kiedy Duke tak do mnie mówił.- Świetnie! Do zobaczenia, dziękuje za miły komplement- już chciałam wejść do domu kiedy Duke przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Jednak po chwili odezwał się ode mnie, powiedział- Dobranoc, Caroline- i zniknął w mroku.

Klaus:

- Nie zajdziemy tutaj niczego. Mówię ci nic tu nie ma- marudził Kol ale ja dalej przekopywałem stare księgi w jednej z Bostońskich bibliotek.- Przecież gdzieś musi być o nim jakaś mała wzmianka- upierałem się.- Możliwe, że gdzieś jest ale na pewno nie w tej bibliotece ani w tym mieście. Nie zapominaj, że Elijah czeka na nas w Filadelfii. Obiecał pomóc- przystanąłem na chwilę.- Czy to nie wydaje ci się dziwne, że ani w Nowym Jorku, Chicago ani nawet tu w Bostonie nie ma ani jednej wzmianki o najbardziej znanym czarowniku jakiego można było spotkać w Europie?- Kol zastanawiał się nad czymś intensywnie.- Spójrz na to z innej strony o wampirach też krążą niestworzone historię, a jednak żadna nie jest nawet w jednym ułamku prawdą- jednak coś nie dawało mi spokoju.- Jednak jak to możliwe, że nie ma nawet słowa na temat jego życia i procesu w związku z uprawianiem magii. Nawet ani jeden pisarz o tym nie napisał- Kol pokręcił głową.- Jesteś pewny, że to tylko Gorlov potrafił wpływać na wszystkie stworzenia tak jak my to robimy?- zapytał.- Jest jedyną osobą, o której wiem, że to potrafił. Ktoś musiał zmusić Tylera do tego co robił. Nigdy sam z własnej woli nie dokonałby tylu rzezi- przez chwile staliśmy w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.- Wiesz co, chodźmy stąd bracie. Mamy samolot za dwie godziny- ruszyłem za Kolem na ruchliwą ulice.

 Duke:

W pogrążonym w mroku pomieszczeniu widziałem tylko ciemny zarys postaci siedzącej na krześle za biurkiem.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Caroline nic nie podejrzewa, a Mikaelson opuścił miasto. Niestety nie udało mi się odkryć z jakich powodów- nastała pełna napięcia chwila milczenia.- Dobrze się spisujesz mój drogi. Musisz dowiedzieć się co Klaus wspólnie ze swoim rodzeństwem robi. Najłatwiej będzie ci zdobywać informacje od tej młodej wampirzycy. Ona jest największą słabością Pierwotnego- zamilkł na chwilę.- Musisz zdobyć jej bezgraniczne zaufanie. Przy każdej ich kłótni będzie do ciebie biegła wypłakać się na ramieniu przyjaciela, a kiedy już będziemy znali wszystkie słabości Klausa, wtedy uda się nam go zniszczyć- nastała kolejna przerwa.- Ale wiesz, że ja najpierw muszę coś od niego zdobyć, a później możesz go zabić jeśli taka jest twoja wola- westchnął. Pamiętam o naszej umowie- zawahałem się.- Czy Caroline coś będzie grozić?- zapytałem.- Mój drogi pamiętaj żeby jeśli chcesz osiągnąć swoje cele nie możesz patrzeć na przypadkowe ofiary. Do zobaczenia- powiedział Gorlov, a ja wiedziałem, że spotkanie jest już skończone i opuściłem pokój.

_________________________________________________________________________________
Udało mi się dodać jeszcze jeden rozdział. Dostałam nowej weny po przeczytaniu Historyka. Dla nie najlepsza książka o Draculi. Mam nadzieje, że rozdział się wam podoba. KOMENTUJCIE:)

piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 9

Caroline:

Tyler! Nie to nie możliwe, a jednak moje oczy mnie nie zwodzą. Może jednak to tylko jedna z intryg uknutych przez Klausa. W tym momencie coś we mnie pękło. Rzuciłam się na Tylera i zaczęłam okładać pięściami gdzie po padło. Byłam w jakimś amoku.
- Ty wstrętna gnido! Jak mogłeś? Czym one na to wszystko zasłużyły?!- nawet się nie bronił, czym rozwścieczył mnie jeszcze bardziej.- Jeszcze miałeś czelność przychodzić do mnie jakby nigdy nic i patrzeć mi w oczy!- krzyczałam jak opętana. Tyler był cały we krwi od moich ciosów, ale nie obchodziło mnie to. Jednak po chwili poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie mocno za ramiona. Przez chwilę szamotałam się z Klausem jednak po kilku minutach zrozumiałam, że właściwie nie mam większych szans i uspokoiłam się trochę. Zdążyłam usłyszeć głos Kola- Zabierz ją  stąd lepiej- i poczułam jak Nik prowadzi mnie z powrotem do swojego samochodu. Właściwie to on mnie nie prowadził tylko niósł, po tym co zobaczyłam nie byłam w stanie zrobić najmniejszego kroku. Posadził mnie na siedzeniu i nawet zapiął pasy zupełnie jakby się bał, że ucieknę, po czym sam zajął miejsce na fotelu kierowcy i ruszyliśmy spod domu pani burmistrz z piskiem opon. Podczas jazdy żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Po pięciu minutach byliśmy już pod jego willą. Czułam się jakbym była pod wpływem jakiś silnych narkotyków. Klaus znów wyciągnął mnie z samochodu i wprowadził do swojego domu. Dopiero wtedy trochę oprzytomniałam.

Klaus:

- Caroline, wiem, że to nie jest najlepszy moment na mówienie tego typu słów, ale wszystko będzie dobrze zobaczysz- wyglądała jakby nie miała kontaktu ze światem. Jeszcze ja wygłaszam jakieś nic nie znaczące w tej chwili banały, nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu ludzi. Przyznaje się też do tego, że czuję satysfakcję z tego, że udowodniłem swoją niewinność. Jednak jest mi jej trochę żal. Moje rozmyślenia zostały przerwane mocnym ciosem w szczękę.
- To ty, to wszystko twoja wina!- Caroline zachowywała się jak kompletna wariatka. Rzuciła się na mnie z pięściami jak na tego swojego chłoptasia.- To ty wszystko zacząłeś! Zjawiłeś się w naszym mieście i wszystko zniszczyłeś! Obyś zdechł, Klaus!- tym mnie nieźle zdenerwowała, delikatnie rzecz ujmując. Złapałem ją za ramiona, zacząłem potrząsać po czym powiedziałem podnosząc głos.
- Uspokój się! Już raz ci powiedziałem co mogę z tobą zrobić. Nie zamierzam się powtarzać. Jeszcze raz odezwiesz się do mnie takim tonem, a zrealizuje swoją groźbę. Z takimi gadkami to ty możesz sobie wyskakiwać do tych swoich pożal się boże przyjaciół nie do mnie. Chyba już nie raz się przekonałaś, że ja nie rzucam słów na wiatr. Zrozumiałaś?- zakończyłem spokojnym tonem. Nie mogłem sobie pozwolić na ponowną utratę kontroli. Jednak w pewnym momencie  stało się coś nieoczekiwanego, Caroline oparła się na mnie całym ciężarem, zaczęła płakać i osunęła się na ziemię, a ja razem z nią.

Caroline:

Klaus krzyczał. Jednak ja wcale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam tylko żeby mnie przytulił, chciałam schronić się w jego ramionach i wypłakać na ramieniu. Mój chłopak okazał się jeszcze gorszym zbrodniarzem niż Pierwotny. On przynajmniej nikogo nie oszukiwał. Czułam ciepło bijące od ciała Klausa. Zdziwiłam się, że mnie nie odepchnął. Siedzieliśmy na dymanie w salonie. Jednak ja poczułam ogromną potrzebę wyjścia z tego domu, odetchnięcia świeżym powietrzem. Wstałam, powiedziałam tylko- Muszę stąd wyjść- i wybiegłam z willi. Musiałam się napić, poszłam do Grilla i zamówiłam sobie kolejkę szkockiej. Delektowałam się jej smakiem i samotnością kiedy za swoimi plecami usłyszałam:
- No, no, no nasza blond piękność- to ten sam facet, na którego wpadłam dzisiaj rano.- Mogę się dosiąść? Widzę, że nie masz najlepszego humoru. Jestem Duke, pamiętasz?- pokiwałam głową.- Może poznam wreszcie twoje imię tajemnicza królewno?- westchnęłam.- Mam na imię Caroline- uśmiechnął się.- Mogę postawić ci drinka?- znów kiwnięcie głowy.- Dopiero się tutaj przeprowadziłem, jeszcze nikogo nie znam, jesteś pierwsza. Może opowiesz mi coś o miasteczku i o sobie?- zgodziłam się i przez resztę wieczoru odpowiadałam na jego niekończącą się liczbę pytań. Jednak ku mojemu własnemu zdziwieniu Duke okazał się miłym chłopakiem i swoją paplaniną odpędził ode mnie posępne myśli. Spędziłam naprawdę miły wieczór.

_________________________________________________________________________________
No i jest rozdział. Prosiliście, więc dokończyłam go dzisiaj. Mam nadzieję, że się wam podoba:) KOMENTUJCIE.
Ps. Życzę wam zdrowych, wesołych świąt Bożego Narodzenia. Rodzinnej atmosfery oraz dużo szczęścia w nowym nadchodzącym 2013 roku:)
Pozdrawiam:)

wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 8

Klaus:

Czekałem na Kola już trzy godziny. On naprawdę działa mi na nerwy. Chciałem już do niego zadzwonić, ale w tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich i otworzyłem.
- No nareszcie. Uwielbiasz się spóźniać- powiedziałem na przywitanie.- Przepraszam, ale spotkałem po drodze kilku znajomych- uśmiechnął się.- Dobra koniec z tym, wchodź- Kol wszedł do salonu, usiadł na kanapie po czym zapytał:
- O co dokładnie chodzi z tymi całymi morderstwami?- wytłumaczyłem mu wszystko czego zdążyłem się sam dowiedzieć.- Czyli ktoś zabija kobiety, a wszystko idzie na twoje konto- kiwnąłem głową.- Na domiar złego pierwszą ofiarą jest dziewczyna z baru. Wiesz co ci powiem- zawiesił na chwile głos- musisz mieć w kimś wielkiego wroga skoro posunął się do takiego czynu- trochę mnie to zirytowało.- Nawet dla mnie, a wiesz, że nie mam za wielu hamulców jest to dość makabryczna zbrodnia- zacząłem krążyć po pokoju.- Nikt nowy nie pojawił się w mieście w ostatnim czasie- powiedziałem.- Moje hybrydy dokładnie wszystko sprawdziły- Kol przez chwile zastanawiał się nad czymś.- Czyli to musi być ktoś z miasteczka- tyle zdążyłem sam ustalić.- Nie martw się niczym bracie, powęszę tu trochę i dowiemy się kto che wykopać ci grób- wstał i skierował się do drzwi.- Bądź pod telefonem- kiedy już otworzył drzwi zawołałem- Dziękuje Kol- uśmiechnął się.- Nie ma sprawy. Od czego ma się rodzinę- i wyszedł.

Caroline:

- Tyler doskonale wiesz, że musimy iść do szkoły- roześmiał się.- Oj tam nic się nie stanie kiedy się trochę spóźnimy. Zresztą pierwszą lekcją jest historia, a nie mam ochoty spotykać się z Klausem- powiedział.- Nie możemy wiecznie unikać jego osoby- zrobił smutną minę.- No dobrze, ale niestety musisz iść sama. Ja jeszcze muszę iść do mojej mamy- pożegnaliśmy się. Zabrałam się za szykowanie do szkoły. Po godzinie wyszłam z domu. Dzień był piękny, a słuchając mojej ulubionej piosenki Give me love czułam się całkowicie odprężona. Do tej piosenki tańczyłam z Klausem walca na balu u Pierwotnych. Byłam tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyłam nadchodzącego z drugiej strony chłopaka. Wpadłam na niego i wylądowałam na ziem. Podniosłam się szybko i zaczęłam krzyczeć.
- Mógłbyś czasami bardziej uważać jak chodzisz!- spojrzałam na niego i dopiero wtedy zobaczyłam jaki z niego przystojniak. Miał blond włosy, niebieskie oczy był wysoki i dobrze zbudowany.- To pani powinna bardziej uważać- powiedział. Miał miły i bardzo męski głos.- Nie będę się jednak wykłócać z tak piękną kobietą, to nie wypada- uśmiechnął się.- Niech sobie pan daruje takie gadki- zezłościł mnie.- Przepraszam najmocniej jeżeli obraziłem panią. Ale nie przedstawiłem się, nazywam się Duke- co za arogant.- Nie interesuje mnie jak się pan nazywa. Przepraszam spieszę się- przepuścił mnie.- Chciałbym poznać pani imię- powiedział kiedy już się trochę oddaliłam.- Nie pana interes. Do widzenia- krzyknęłam i ruszyłam w dalszą drogę. Po piętnastu minutach siedziałam już w ławce słuchając wykładu Klausa na temat wojny secesyjnej. Ten to ma gadane. W pewnym momencie zadzwonił mu telefon. Przeprosił nas i wyszedł na korytarz. Była ciekawa z kim rozmawia, więc włączyłam swój wampirzy słuch .
- Przyjedz do domu pani burmistrz. Mam odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadałem ci dzisiaj rano- mówił jakiś facet do Klausa.- Jak tego dokonałeś?- zapytał.- Wiesz co nie dziwie się, że sam tego nie odkryłeś. Cwaniak robił to zawsze kiedy byłeś zajęty czymś innym- mówił ten drugi. Znałam ten głos.- Zabierz ze sobą osobę, której chciałeś udowodnić,  że nie jesteś do końca takim potworem jakim się wydajesz. Do zobaczenia- zakończył.
Klaus wszedł do klasy chwile później. Wyglądał jakoś inaczej.
- Przepraszam was, ale na dzisiaj to już koniec lekcji. Mam do załatwienia bardzo ważną sprawę i muszę natychmiast wyjść- powiedział. Kiedy wszyscy zaczęli się podnosić Klaus zawołał- Panno Forbes mogłabyś podejść do mojego biurka. Wszyscy na nas patrzyli, ale Klaus powiedział tylko- Do zobaczenia jutro- czekałam, aż wyjdą i zapytałam- Po co chciałeś ze mną rozmawiać?

Klaus:
   
- Nie będę owijał w bawełnę musisz ze mną zaraz pojechać do domu pani burmistrz- spojrzała na mnie z pode łba.- Ja muszę gdzieś z tobą jechać, chyba sobie żartujesz- powiedziała, ale ja nie zamierzałem z nią dyskutować. Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z klasy. Szarpała się ze mną, więc wyszeptałem jej do ucha.
- Kochanie robisz scenę na korytarzu szkolnym. Uczniowie patrzą bądź rozsądna- zesztywniała po czym posłusznie opuściła ze mną szkołę. Wpuściłem ją do samochodu i spokojnie zająłem miejsce kierowcy. Caroline miała naburmuszoną minę czym rozbawiła mnie niezmiernie.
- Kochanie nie rób takiej kwaśnej miny. Jeszcze ci tak zostanie- uśmiechnąłem się do niej. Spojrzała na mnie  niczym rozwścieczona lwica. Zacząłem się z niej jawnie śmiać.- Co cie tak bawi,?- zapytała.- Ty, wyglądasz jakbyś miała zaraz się na mnie rzucić z pazurami- odpowiedziałem szczerze.- Nie widzę w tym nic zabawnego. Rozkazujesz mi, a to nie jest śmieszne.- odburknęła.- Nie będę robić tego co sobie życzysz- dodała. Nachyliłem się w jej stronę żeby spojrzała mi w oczy i powiedziałem- Caroline naucz się w końcu, że ja zawsze dostaje to czego chce- przez resztę drogi już się nie odzywałem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce Kol już na nas czekał.
- Długo to trwało. Już myślałem, że zabije kolejną kobietę , ale on ją porzucił. Zatrzymałem go- powiedział to jednym tchem.- Gdzie on jest?- zapytałem- Za domem razem z Jess. Carol na szczęście nie ma w domu.- Jak preparował ugryzienie hybrydy?- zanim Kol zdążył odpowiedzieć wtrąciła się Caroline.- Kto jest za domem? Co my tutaj w ogóle robimy?- zapytała. Kol zignorował jej pytania i zwrócił się do mnie.- To jest hybryda- nie musiał mówić dalej wiedziałem już kto to jest.- Prowadź Kol- powiedziałem. Ruszyliśmy do ogrodu a ja poczułem, że Caroline łapie mnie za rękę. Kiedy stanęliśmy przed chłopakiem i jego ofiarą, poczułem jak wampirzyca opiera się całym ciałem na moim ramieniu. Na krześle przed nami siedział nie kto inny, a... moja pierwsza hybryda, Tyler.
_________________________________________________________________________________
No i wszystko się wyjaśniło . Mam nadzieję, że rozdział się podoba. KOMENTUJCIE to bardzo pomaga w pisaniu. Dodaje motywacji:) Pozdrawiam. Jak się podoba nowy wystrój bloga?

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 7

Caroline:

Minęły już dwa tygodnie od śmierci Tracy. W ciągu tego czasu zginęło w podobny sposób jeszcze sześć kobiet. Czułam jeszcze większą irytację. Jak Klaus może tak po prostu mordować te dziewczyny i nie myśleć o tym, że wszystko się w końcu wyda. O nim, o nas. Mniejsza z tym, nie myśl o nim Caroline. Dzisiaj ważny dzień. Poznajemy nowego nauczyciela historii. Szykowanie się do szkoły zajęło mi jak zwykle około dwóch godzin. Jednak zanim wyszłam z domu zajrzałam do kuchni.
- Mamo, wychodzę. Wrócę o piętnastej- powiedziałam i pocałowałam ją w policzek- Nie śpiesz się kochanie. Jestem dzisiaj w pracy do siedemnastej- uśmiechnęła się.- To do zobaczenia, miłego dnia- zawołałam i wyszłam.
W szkole byłam po dziesięciu minutach. Kiedy wyciągnęłam rzeczy z szafki podbiegła do mnie Bonnie.
- Hej!- powiedziała.- Dobrze, że jesteś. Jak tam samopoczucie no i Tyler?- zapytała.- Wszystko w porządku, dlaczego pytasz?- wyraźnie się zmieszała.- Aaaaaaaaa ja tak tylko pytam- zająknęła się. Jednak ja jej w tej chwili już nie widziałam. Doznałam szoku widząc jak Klaus wyłania się za rogu korytarza.- Słuchaj Bonnie wiedziałaś, że On zjawi się w szkole- zapytałam prosto z mostu.- Nie wiedziałam jak ci to powiedzieć- dziewczyna spuściła głowę.- Wiesz może co tutaj robi?- pokręciła głową.- Nie mam pojęcia- chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek i musiałyśmy iść na lekcję historii. W klasie panował olbrzymi gwar. Jednak kiedy nauczyciel wszedł do sali wszyscy oniemieli. Nie to nie możliwie a jednak niezaprzeczalne do pomieszczenia jako nauczyciel wszedł nie kto inny, a Klaus we własnej osobie. To są chyba jakieś jaja, pomyślałam.
- Nazywam się Niklaus Mikaelson. Mówcie mi Klaus. Od dzisiaj to ja będę was uczył historii- uśmiechnął się. Jednak po chwili spoważniał i dodał- mam ogromną nadzieję, iż godnie zastąpię wspaniałego nauczyciela jakim był pan Saltzman- po jego słowach zapanowała niczym niezmącona cisza. Spojrzałam na Stefana, który siedział najbliżej mnie. Wydawał się być równie mocno zszokowany jak ja. Klaus jednak z godnym pozazdroszczenia opanowaniem po kilku minutach zaczął prowadzić lekcję. Inni uczniowie wydawali się być nim oczarowani. Nie dziwię im się, jego wiedza jest naprawdę imponująca. Kiedy zajęcia dobiegły końca postanowiłam z nim porozmawiać. Poczekałam, aż wszyscy wyjdą, podeszłam do biurka i zapytałam:
- W co ty sobie pogrywasz, co?- nie od razu na mnie spojrzał, kiedy przemawiał powoli podnosił głowę.- Droga, Caroline rozczaruję cie w nic nie gram, kochana- rozzłościłam się.- Jak śmiesz patrzeć mi w oczy i mówić, że w nic nie grasz- podniosłam głos.- Zabijasz te wszystkie kobiety z zimną krwią i jeszcze masz czelność pojawiać się w mojej szkole- zawahałam się, jednak dodałam.- Ty, ty obrzydliwy sukinsynie- w tej samej chwili kiedy wypowiedziałam ostatnie słowa poczułam jak uderzam plecami o ścianę.- Jak śmiesz tak do mnie mówić!- krzyknął.- Jesteś tylko nic nieznaczącym wampirem! Mogę cie w jednej sekundzie rozgnieść jak komara na ścianie!- jego oczy poczerwieniały od gniewu, teraz zobaczyłam w nim jego wilcze oblicze. Po chwili nabrał tchu i dodał spokojniej.- Oskarżasz mnie o rzeczy, z którymi nie mam nic wspólnego. Ale wiesz co udowodnię wam wszystkim, że nie mam z tymi morderstwami nic wspólnego, a teraz wynoś się stąd zanim zmienię zdanie- puścił moje ramiona. Nie czekając dłużej uciekłam z klasy.

Klaus:

Byłem naprawdę wściekły. Ale ona ma tupet. Źle postąpiłem dając się ponieść emocjom. Moja wilcza natura wymknęła się z pod kontroli. Przecież w każdej chwili ktoś mógł tutaj wejść. Jednak nie to jest teraz ważne. Caroline, już drugi raz w ciągu tych dwóch minionych tygodni oskarżyła mnie o zbrodnie, której nie popełniłam. Musiałem się dowiedzieć co się dzieje w tym mieście. Potrzebowałem pomocy. Podszedłem do biurka, wziąłem telefon i wybrałem numer, po dwóch sygnałach usłyszałem:
- Słucham- głos Kola.- Cześć bracie, nie będę owijał w bawełnę, nie mam na to czasu, Gdzie jesteś?- zapytałem.- W Los Angeles, coś się stało?- odchrząknąłem.- Potrzebuje twojej pomocy. W Mystic Falls dzieją się ostatnio dziwne rzecz. W ciągu minionych dwóch tygodni zginęło tutaj siedem kobiet. Nie zgadniesz kto był pierwszą. Tracy Hopman- przerwałem.- A kto to?- zapytał Kol.- Ta dziewczyna z baru, pamiętasz ją?- przytaknął.- Co mam zrobić?-zapytał.- Gdybyś mógł przyjechać tutaj i trochę powęszyć. Byłbym ci dozgonnie wdzięczny- zaśmiał się.- Jasne bracie, będę najszybciej jak tylko się da. A powiesz mi dlaczego ty nie możesz jak to ująłeś "powęszyć"?- kolejne pytanie.- Przyjąłem posadę nauczyciela historii w szkole- znów się zaśmiał.- Dlaczego odnoszę wrażenie, że ma to coś wspólnego z tą blond seksbombą? Dobra mniejsza z tym. Do zobaczenia niebawem- powiedział i rozłączył się. Cieszyłem się, że wreszcie zakończyłem tą głupią rozmowę. Kol bardzo mnie irytował, ale w tym momencie tylko na niego mogłem liczyć. Co za zrządzenie losu, pomyślałem i opuściłem klasę...
______________________________________________________________________________
Dzisiaj nie poszłam do szkoły, więc postanowiłam dodać rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba:) KOMENTUJCIE. Pozdrawiam:)

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 6

Caroline:

Obudziłam się następnego dnia rano w podłym humorze. Nie pamiętałam kompletnie nic ze wczorajszej imprezy. Co się wczoraj dokładnie działo? No tak spotkaliśmy Klausa w Grillu z jakąś lalunią. Wyglądasz pięknie, zazdroszczę Tylerowi. Miłej zabawy. On i te jego głupie gatki, jeszcze ten akcent. Grrrrrrr nienawidzę go!- jednak moje rozmyślenia na ten temat zostały brutalnie przerwane, ponieważ ktoś mnie przygniótł. 
- Kochanie, nawet nie wiesz jak ja za tobą tęskniłem- Tyler co on tutaj robi- zastanawiałam się.- Dzień dobry, która godzina?-zapytałam.- Wpół do siódmej- o mój boże on musi stąd znikać. Mama zaraz wróci z pracy!- Słuchaj Tyler, ja nie chce być niemiła, ale musisz już iść. Moja mama zaraz wróci do domu po nocnym dyżurze i byłoby dość niezręcznie gdyby Cie tutaj znalazła- uśmiechnął się.- Rozumiem już się ubieram- bardzo się ociągał jednak w końcu opuścił mój dom. Nie wiem dlaczego ale ostatnio wolałam przebywać sama. Może to obecność Tylera tak mnie drażniła sama nie wiem ale kiedy byłam z nim chciałam być sama, a kiedy byłam sama zaczynałam myśleć o... Klausie. Czyżbym zaczynała wariować. Tak to na pewno znaczy, że tracę rozum. Musiałam się czymś zająć. Mama za chwile wróci do domu a tutaj taki bałagan. Czas na sprzątanie w ekspresowym tempie. Zajęło mi to dokładnie godzinę a mamy jak nie było tak nie ma. Może coś się jej przytrafiło?- zastanawiałam się. Jednak po kilku minutach usłyszałam otwieranie drzwi. Wróciła, co za ulga. Weszła do salonu, miała bardzo przygnębioną minę.- Mamo czemu to tak długo trwało? Coś się stało?- poczułam niepokój.- Miałam już wychodzić, kiedy odebraliśmy komunikat, że w parku znaleziono ciało dziewczyny- wytrzeszczyłam na nią oczy.- To Tracy Hopman, nowa w naszym miasteczku. Jak możesz się domyślić jej gardło zostało rozszarpane na strzępy- już rozumiałam.- Zaatakował ją wampir, prawda?- mama tylko skinęła głową.- Jednak córeczko jest coś dziwnego, co mnie zastanawia. Wiele razy tuszowałam sprawy zabicia człowieka przez wampira wiem jak to wygląda, ale gardło tej dziewczyny miało trochę inne obrażenia niż wszystkie dotychczasowe ofiary. Jakby jakiś wampir miał inne uzębienie- uśmiechnęłam się, ale po chwili dotarło do mnie, że tylko hybrydy różnią się od nas. Nagle mnie olśniło.- Mamo, czy ta cała Tracy to bardzo ponętna brunetka o kręconych włosach?- moja mama zrobiła dziwną minę.- Tak zgadza się, ale moment skąd ty to wiesz?- nie miałam czasu jej tego teraz tłumaczyć.- Nieważne, muszę teraz wyjść wrócę później- pocałowałam ją w policzek i wyszłam zanim zdążyła mi coś odpowiedzieć.

Klaus:

Po tym jak Tracy opuściła moją rezydencje nalałem sobie szklaneczkę Burbona i usiadłem przy kominku. Jednak po chwili poczułem niewyobrażalną senność, którą ktoś w tym momencie śmie mi zakłócać. Wstałem z łóżka, byłem zły. Zszedłem na dół i otworzyłem. W drzwiach stała Caroline.
- Mógłbyś się chociaż ubrać- bąknęła na przywitanie.- Mi również jest miło cie widzieć Caroline- uśmiechnąłem się przymilnie.- Jeśli chodzi o mój strój, przecież nie stoję przed tobą jak mnie pan Bóg stworzył, a z tego co pamiętam widziałaś mnie już tak kiedyś- spuściła wzrok.- Nie przyszłaś tutaj chyba po to żeby mi wypominać to jak chodzę ubrany we własnym domu- pokręciła głową.- Czemu, więc zawdzięczam tą przyjemność?- natychmiast oprzytomniała.- Przyszłam tutaj po to żeby się dowiedzieć dlaczego ją zabiłeś? Czym sobie na to zasłużyła? Przecież wiesz doskonale, że nie wolno nam tego robić!- krzyknęła na jednym wdech.- Przepraszam, kogo ja znowu niby zabiłem, jeżeli mogę spytać?- byłem bardzo zdziwiony- Tracy, Tracy Hopman to ta dziewczyna z baru- odpowiedziała.- Ona nie żyje? Nic mi na ten temat nie wiadomo- zaczynała się na mnie złościć.- Kłamca!!- krzyknęła.- Czy ty chociaż raz nie możesz być uczciwy i powiedzieć prawdy?- i nie czekając na moją odpowiedź wyszła trzaskając drzwiami i zostawiając mnie w całkowitym szoku...

______________________________________________________________________________
Wiem, że rozdział krótki i niezbyt ciekawy. Niestety nie mam ostatnio czasu wymyślać czegoś dłuższego ale obiecuje, że się poprawię. Ten rozdział jest przejściowy następny będzie ciekawszy.  Możliwe, że pojawi się jeszcze przed świętami albo w przerwie między nimi a Sylwestrem. Pozdrawiam i proszę KOMENTUJCIE to mi pomaga:)

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 5

Caroline:

Od dwóch tygodni nie rozmawiałam z Tylerem. Tęskniłam za nim. Nadszedł wreszcie czas żeby się pogodzić. Wstałam tego ranka bardzo wcześnie z postanowieniem ratowania związku. Wiem, wiem sama go przecież zawiesiłam, ale czyż nie mówi się, że kobieta zmienną jest. Spędziłam prawie dwie godziny na malowaniu się i układaniu włosów. Później wybrałam letnią sukienkę, założyłam szpilki i wyszłam z domu. Moim celem był dom Tylera. Po piętnastu minutach stałam już pod jego drzwiami, zapukałam. Chwila, którą spędziłam czekając na ich otwarcie trwała wiecznie. W końcu stanął w nich Tyler.
- Cześć- wydukałam.- Chciałam z Tobą porozmawiać.- Według mnie wszystko powiedziałaś już dwa tygodnie temu- odpowiedział z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.- Coś się zmieniło? Już wiem nasza wielka Hybryda się Tobą znudziła.
- Jak możesz tak mówić!- krzyknęłam.- Dobrze wiesz, że nic mnie z Klausem nie łączyło! Widzę jednak, że niepotrzebnie tutaj przychodziłam- odwróciłam się z zamiarem odejścia. Tyler złapał mnie za rękę.
- Poczekaj. O czym chciałaś ze mną porozmawiać? Wejdź- powiedział. Chwilę zastanawiałam się czy warto tam wchodzić. Jednak to zrobiłam. Usiedliśmy w salonie. Nastała niezręczna cisza.
- Wiesz dobrze ile dla mnie znaczysz. Jesteś moim chłopakiem, kocham cie. Przez te koszmarne dwa tygodnie bardzo tęskniłam- powiedziałam to na jednym wdechu, ponieważ wiem, że gdybym przerwała nie wiedziałabym co powiedzieć dalej. Twarz Tylera przez moment nie wyrażała żadnych emocji, jednak nagle się rozpromienił. Poczułam nieopisaną ulgę.
- Ja też szaleńczo za Tobą tęskniłem- uśmiechnął się jeszcze szerzej.- Może pójdziemy do Grilla?- Świetny pomysł- powiedziałam i też się uśmiechnęłam.- Zadzwonię do Eleny i Bonnie spotkamy się tam całą paczką.- Tyler zrobił kwaśną minę. Nie zwróciłam na nią większej uwagi.- Pójdę się przebrać. Spotkamy się o osiemnastej- pocałowałam go i wyszłam. Dziwne, ponieważ kiedy opuściłam ten dom wcale nie poczułam takiego szczęścia jakiego się spodziewałam. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Eleny. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Cześć Caroline. Co słychać?- powiedziała na przywitanie.- Pogodziłam się z Tylerem- odpowiedziałam.- To świetnie!- krzyknęła moja przyjaciółka.- Też tak myślę- zaśmiałam się.- Idziemy do Grilla. Pomyślałam, że możemy się spotkać całą paczką.
- Byłoby super- powiedziała Elena.- Ja i Stefan na pewno przyjdziemy, co do Damona to nie wiem. Zadzwonię jeszcze do Meredith przyda jej się miły wieczór w towarzystwie przyjaciół- głos jej posmutniał.- Przepraszam, Caroline ale muszę kończyć. Powiedz jeszcze, o której mamy być.- O osiemnastej. Do zobaczenia Eleno- rozłączyłam się. Teraz przyszedł czas żeby zadzwonić do Bonnie. Również odebrała po dwóch sygnałach.
- O cześć, Caroline. Co u Ciebie słychać?- zapytała, a ja zastanawiałam się dlaczego one zawsze pytają o to samo.- Pogodziłam się z Tylerem- głupia odpowiedź, ale co tam.- No nareszcie, Długo to trwało- roześmiała się.- Idziemy o osiemnastej do Grilla. Spotkamy się tam całą paczką. Dzwoniłam już do Eleny, przyjdzie ze Stefanem. Możliwe, że będą też Damon i Meredith. Przyjdziesz?- zapytałam.- Pewnie, zabiorę ze sobą Jeremyego. Tak dawno nie spędzaliśmy czasu wszyscy razem- brzmiała jakby była najszczęśliwszą osobą na Ziemi.- Do zobaczenia Bonnie. Muszę kończyć, idę się szykować- rozłączyłam się. Godzinę zajęło mi zdecydowanie się na odpowiednią sukienkę. W końcu wybrałam typową małą czarną do tego szpilki, moja kopertówka i byłam gotowa. Pożegnałam się z mamą, która również wychodziła na nocną zmianę w pracy i wyszłam. Dotarłam do Grilla po dwudziestu minutach. Tyler siedział przy jednym stoliku razem z Bonnie, Eleną, Jeremym, Stefanem, Meredith i Damonem. Matt miał dzisiaj zmianę więc obsługiwał klientów przy barze. Podeszłam do moich przyjaciół i się dosiadłam.
- Ślicznie wyglądasz, kochanie- powiedział Tyler.- Dziękuje- uśmiechnęłam się.
- O nie teraz będziemy wysłuchiwać ckliwych komplementów- powiedział Damon.- Może lepiej chodźmy pograć w bilarda. On i Meredith oddalili się żeby pograć. My zamówiliśmy sobie po drinku i zaczęliśmy pogawędkę o zwyczajnych głupotach. Matt zawołał mnie do baru po kolejną porcję alkoholu. Niestety w tym samym momencie do lokalu wszedł nie kto inny a Klaus w towarzystwie swojego młodszego brata Kola. Podeszli do baru, zamówili po kolejce Szkockiej, a Klaus zwrócił się do mnie.
- Witaj, Caroline. Jak widzę spędzasz tu czas w towarzystwie swoich przyjaciół- uśmiechnął się.- Nie twój interes z kim spędzam czas. Do widzenia- powiedziałam i odeszłam. Kiedy zajęłam miejsce obok Tylera do stolika wrócili również Damon z Meredith.
- Jak widzę nasz kochana Hybryda również postanowiła spędzić wieczór w barze w rodzinnym towarzystwie- uśmiechnął się ironicznie i odwrócił głowę w stronę baru.- Na dodatek nie traci czasu tylko spójrzcie jaką ślicznotkę sobie przygruchał.- dodał z lekką zazdrością w głosie. Wszyscy odwróciliśmy głowy w tamtą stronę. Klaus rzeczywiście rozmawiał z jakąś bardzo ponętną brunetką. Wyraz jego twarzy świadczył o tym, że naprawdę wpadła mu w oko. Poczułam ukucie zazdrości. Chwileczkę wcale nie jestem o Niego zazdrosna, skarciłam się w duchu. Nie miałam dłużej zamiaru patrzeć jak ta zdzira łasi się do Klausa. Odwróciłam się do Tylera .
- Chodźmy stąd. Nie będziemy rozmawiać kiedy On może wszystko usłyszeć. Może pójdziemy do mnie?- zaproponowałam. Wszyscy się zgodzili i ruszyliśmy do wyjścia. Byliśmy już na parkingu kiedy powiedziałam- Wiecie co idę kupić Szkocką. Nikt się nie odezwał. Odwróciłam się i weszłam z powrotem do baru. Podeszłam do Matta, zamówiłam trzy butelki, zamierzałam się upić i czekałam. Klaus zwrócił się do mnie i powiedział.
- Ślicznie wyglądasz. Zazdroszczę Tylerowi. Miłej zabawy. Do zobaczenia, piękna- pocałował mnie w policzek. Zamiast złości poczułam przyjemne podniecenie i pomyślałam, że to ja zazdroszczę tej brunetce. Odwróciłam się i szybko wyszłam z lokalu.

Klaus:

Kiedy zobaczyłem, Caroline w Gillu serce we mnie zamarło. Stłumiłem jednak dziwne uczucie, które mnie ogarnęło i razem z Kolem usiedliśmy przy barze. Przyczepiła się do mnie jakaś brunetka z tego co zapamiętałem ma na imię Tracy. Jednak mnie nie interesowało to kim jest, nie myślałem nawet o tym żeby się pożywić. Była bardzo ładna i z łatwością przychodziło mi flirtowanie z nią. W pewnym momencie zauważyłem, że Caroline i jej przyjaciele wychodzą. Jednak po chwili Caroline wróciła, podeszła do baru i zamówiła alkohol. Powiedziałem jej jak ślicznie wygląda i pocałowałem w policzek. Poczułem jak zadrżała. Dało mi to ogromną satysfakcje. Kiedy opuściła bar Kol powiedział.
- Ponętna z niej babka. W końcu będzie twoja. Teraz jednak zajmij się lepiej tą brunetką. Odwróciłem się do Tracy i zobaczyłem w jej oczach pożądanie. Zaproponowałem żeby pojechała ze mną do domu. Zgodziła się, wyszliśmy z baru, a ja pomyślałem, że ona będzie dla mnie doskonałą rozrywką na dzisiejszą noc, którą będzie miała szczęście przeżyć...
______________________________________________________________________________

Wracam po przerwie z nowym rozdziałem:) Nie mam pojęcia czy jest dobry czy zły. Sami zdecydujcie. Proszę o komentarze. Podoba się nowy szablon bloga czy mam go zmienić? Pozdrawiam. Zapomniałabym dzięki za dodanie mnie do linków nattivenn:)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 4

Caroline:

Poczułam usta Klausa na moich wargach. Były takie miękkie i ciepłe. Chwileczkę o czym ja myślę. Natychmiast muszę to przerwać. Odepchnęłam Nika od siebie i zaczęłam krzyczeć.

- Jak śmiesz mnie całować? Jakim prawem? Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- wyrzucałam z siebie pytania jak karabin maszynowy. Klaus spuścił wzrok i wyszeptał- Przepraszam. W jego postawie widać było prawdziwą skruchę. Wzięłam kilka głębszych wdechów powiedziałam już spokojniej.
- Spójrz na mnie chociaż- podniósł głowę, a nasze oczy się spotkały.- Nie życzę sobie, abyś robił to kiedykolwiek więcej. To, że cie dzisiaj wysłuchałam nic nie znaczy. Zrobiłeś w moim domu awanturę, a to co dzieje się między mną, a Tylerem nie jest twoją sprawą.- Caroline, to z mojej winy kłócisz się ze swoim chłopakiem- wtrącił.- Nie przerywaj mi. Tak jak mówiłam to nie twoja sprawa. Oczywiście jest to twoja wina, ale masz się nie wtrącać, zrozumiałeś?- kiwnął głową.- Jestem już dużą dziewczynką i nie potrzebuje obrońcy. Moim zdaniem rozmowa jest już skończona- odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale Klaus złapał mnie za nadgarstek.
- Przepraszam cię za wszystko co przeze mnie wycierpiałaś- powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom.- Przepraszam za zawładnięcie ciałem Tylera, nie powiedzenie ci o tym, kłamstwa i za to że zmusiłem go żeby cie ugryzł- stałam przez chwilę ważąc szczerość jego słów. Zamrugałam kilka razy i powiedziałam.
- Dziękuje ci. Jednak nie licz na przebaczenie. Gdyby chodziło tylko o mnie, może i wybaczyłabym ci, ale skrzywdziłeś wszystkich moich bliskich. Zabiłeś Jennę, przez ciebie Elena i mama Bonnie są wampirami, Stefan był pozbawionym uczuć potworem, Alaric nie żyję, tego się nie wybacza.
- Rozumiem, że zrobiłem wiele złego. Nie liczę na przebaczenie. Chce żebyś wiedziała, tylko tyle. Teraz możesz odejść i w spokoju mnie nienawidzić- uśmiechnął się.
- Do widzenia Niklaus- nie wiedziałam co jeszcze można powiedzieć.- Do zobaczenia, Caroline- usłyszałam będąc już przy drzwiach. Wyszłam z rezydencji Mikaelsonów, nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić.

Postanowiłam pójść do Salvatorów, zobaczyć się z Eleną. Wiem, że teraz ona też potrzebuje wsparcia. Dotarłam tam w ciągu pięciu minut. Drzwi otworzył Damon.
- Co tam słychać Barbie?- zapytał z uśmiechem.- Dawno cie nie było, Elena się ucieszy.
- Hej Damon. Wszystko w porządku- odpowiedziałam.- Jak ona się trzyma?- zapytałam.
- Sam jestem zdziwiony jak dobrze to wszystko zniosła- słowa Damona miały w sobie nutę podziwu.
- Gdzie jest?
- W swoim pokoju na górze. Jest u niej Bonnie- uśmiechnęłam się do niego i poszłam na górę. Cieszyłam się, że moje dwie najlepsze przyjaciółki są razem. Myślałam, że Bonnie tak szybko nie zaakceptuje faktu, iż Elena jest wampirem. Przed wejściem do pokoju przywołałam na usta uśmiech.
- Witam dziewczyny. Co u Was? Stęskniłam się- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej na ich widok.
- Caroline, jak dobrze cie widzieć!- krzyknęły obydwie i również się do mnie uśmiechnęły.
- Co tam u Ciebie? Po tym całym zamieszaniu nie gadałyśmy jeszcze na spokojnie- zapytała Bonnie po chwili milczenia.
- Przecież już sobie wszystko wyjaśniliśmy, Bonnie- powiedziałam ze spokojem.- Ty mi lepiej powiedz jak ty się czujesz Eleno?- dziewczyna spojrzała na mnie i odparła.
- Na początku było bardzo ciężko- patrzyła mi prosto w oczy.- Ale teraz jest już dobrze. Stefan i Damon bardzo mi pomagają- zrobiła dziwną minę i dodała.- Caroline, zna cie i wiem, że coś ukrywasz, przyznaj się- zwróciłam oczy na Bonnie, ale ona tylko przytaknęła Elenie.
- Dobrze, wygrałyście- opadłam na łóżku między dziewczynami.- Mam problem z Tylerem. Zrobiliśmy sobie przerwę. Jest chorobliwie zazdrosny o Klausa.- To zrozumiałe- powiedziała Bonnie.- Przecież tyle się między wami wydarzyło kiedy był w ciele Tylera- dodała i spuściła oczy.- To moja wina, przepraszam.
- Nie winię cie za nic. To dzięki tobie jeszcze chodzę po tej Ziemi. Poza tym między mną, a Klausem nie wydarzyło się, aż tak wiele- dziewczyny wybałuszyły na mnie oczy.- Nie mówcie, że wierzyłyście, że uprawiałam z nim seks- ich miny świadczyły same za siebie.- Mimo wszystkich wad, Klaus nadal jest dżentelmenem..- Czy mi się wydaje, czy ty go właśnie bronisz?- zapytała Elena.
- Czuje się w obowiązku bronić jego honoru. Nie wyobrażam sobie żeby mógł upaść tak nisko i wykorzystać mnie w tak ohydny sposób- odparłam z naburmuszoną miną.
- Dobrze już dobrze nie drążmy dalej tego tematu. Niedługo początek roku szkolnego. To nasz ostatni rok w liceum. Myślałyście już co chcecie robić potem?- zapytała Bonnie. Byłam jej wdzięczna za zmianę tematu. Przez resztę wieczoru rozmawiałyśmy o nadchodzącym roku i naszych planach na przyszłość.

Klaus:

Po wyjściu, Caroline zasiadłem z powrotem w moim fotelu . Chwyciłem za szkicownik i zacząłem rysować. Robiłem to machinalnie pogrążony w myślach. Dlaczego przeprosiłem? Przecież nigdy tego nie robię. Nie muszę. Ja nic nie czuje, nie przestrzegam zasad. One mnie nie obejmują. My nie czujemy. Miłość to największa słabość wampirów. Te słowa zabrzmiały mi w głowie. Miłość. Jaka miłość? Nie kocham, Caroline to tylko ambicja nie pozwala mi odpuścić. Otrząsnąłem się z rozmyślań i spojrzałem na rysunek. Była na nim ONA. Jest jeszcze piękniejsza kiedy się złości. Nie wiem dlaczego ale nagle poczułem złość. Przez tą dziewczynę staje się słaby. Wstałem, podszedłem do kominka i wrzuciłem moje dzieło w ogień...

______________________________________________________________________________

No i jest rozdział. Wiem, że strasznie nudny, ale sama nie wiedziałam jak wybrnąć z tej sytuacji między Caroline i Klausem. Mam jednak nadzieję, że nie przestaniecie czytać mojego bloga przez jeden głupi rozdział, a teraz KOMENTUJCIE. Pozdrawiam ze Swansea.

Rozdział 3

Caroline:

- Co się tutaj dzieję, ja się pytam?- krzyknął Tyler.
- Tylerze nie życzę sobie, abyś podnosił głos w moim domu- powiedziała moja mama.
- Jak mam nie podnosić głosu skoro przychodzę do swojej dziewczyny, a ona siedzi sobie w salonie z osobą, która zawładnęła moim ciałem, wykorzystała ją i podobno jest jej wrogiem!- Nie podnoś na mnie głosu chłopcze, jeszcze raz cie upominam chyba zapominasz z kim rozmawiasz- odpowiedziała opanowana mama.
- To nie ja zapominam tylko Caroline, która okazała się zwykłą ladacznicą- w tym momencie poczułam jak dłoń Klausa wysuwa się z mojej i w jednej chwili Tyler był już przygwożdżony do ściany.
- Natychmiast przeproś Caroline i panią szeryf za swoje oszczerstwa!- krzyknął Klaus kipiąc gniewem.- Bo jak nie to przysięgam, że będę po kolei wyrywał ci kończyny, a kiedy zostanie sama głowa z tułowiem, wyrwę ci serce, wsadzę do gardła i zrobię z tego miazgę- powiedział już spokojnym, lodowatym tonem. Nie mogłam dłużej siedzieć i patrzeć jak Klaus szarpie Tylera, wstałam, podeszłam do nich, złapałam go za ramię i powiedziałam.
- Natychmiast się uspokój, nie pozwolę żebyś zrobił jakąś krzywdę Tylerowi, zrozumiałeś?- Odwróciłam go do siebie twarzą.- Zrozumiałeś mnie?- kiwnął głową.- Dobrze, a teraz proszę żebyś opuścił mój dom- spojrzał na mnie i bez pożegnania, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Staliśmy przez chwile w milczeniu, a w mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Nagle usłyszałam głos Tylera.
- Przepraszam nie chciałem tego wszystkiego powiedzieć. Byłem wściekły, tak naprawdę nie myślę...- nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie będę słuchać twoich wyjaśnień- powiedziałam lodowaty tonem.- Powiedziałeś to co o mnie naprawdę myślisz. To koniec Tyler.
- Ale daj mi szanse, Caroline. Przecież wiesz, że Cie kocham. Wszystko było dobrze, dopóki On się nie wtrącił. Najpierw drogie prezenty, rysunki, a na koniec zawładnięcie moim ciałem. Jak mogłaś mu to wszystko wybaczyć i siedzieć spokojnie w salonie,trzymając się za rączki jakby nigdy nic?!
- Nie krzycz na moją córkę!- moja mama też staje w mojej obronie, to jest już męczące. Czy oni myślą, że jestem aż tak słaba?- Proszę cie Tylerze abyś ty również opuścił nasz dom- ciągnęła mama. Tyler posłał mi jeszcze błagalne spojrzenie, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, odwrócił się i wyszedł. Nastała pełna napięcia chwila ciszy. Skierowałam twarz w stronę mamy i zapytałam.
- Chcesz mi zrobić wykład na temat tego jak źle postąpiłam wpuszczając Klausa do naszego domu?- spojrzałam mamie w oczy.- Nie córeczko, nie chce prawić ci kazań. Po prostu to była dziwna sytuacja. Spróbuj mnie zrozumieć. Martwię się o Ciebie. Wchodzę do swojego salonu z twoim chłopakiem i widzę jak siedzisz na kanapie z Klausem trzymając się za ręce.
- Mamo to nic złego. Tylko rozmawialiśmy. Nie wiedziałam co zrobić żeby się odczepił. Musiałam go wpuścić- mama uśmiechnęła się patrząc na moją przepraszającą minę.- Dlatego kiedy weszliśmy ty miałaś łzy na policzkach, a on w oczach?- nie mogłam sobie wyobrazić jak to musiało wyglądać.
- Musiałam go wysłuchać, jest strasznie uparty- teraz ja się uśmiechnęłam. Mama jakoś podejrzliwie na mnie popatrzała i powiedziała.
- Uważaj córeczko. Płakałaś już wiele razy przez to co ci zrobił, nie chce żebyś musiała przechodzić przez to jeszcze raz- to było śmieszne. Czy mama naprawdę myślała, że jestem, aż tak głupia?
- Nie martw się, nic takiego się się nie stanie, a teraz wybacz ale muszę wyjść- uśmiechnęłam się.- Dobrze, Caroline. Do zobaczenia- spojrzałam na mamę, jeszcze raz się uśmiechnęłam i wyszłam. Skierowałam swoje kroki do rezydencji Mikaelsonów.

Klaus:

Wpadłem do mojej willi, po awanturze z Tylerem. Byłem wściekły. Podszedłem do barku i nalałem sobie dużą szklankę Brendy, usiadłem w moim ulubionym fotelu i zapatrzyłem na ogień buchając w kominku. Jak on śmiał tak obrażać Caroline? W porównaniu z nią jest nikim. Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, ale wstałem, podszedłem do nich i otworzyłem. Stała w nich Caroline.
- Jeżeli przyszłaś mnie pouczać, to możesz już iść- zacząłem opryskliwym tonem.- Wiem, że w twoim mniemaniu zachowałem się jak zwykły drań, ale nie mam ochoty w tej chwili słuchać kazań.
- Przyszłam tylko prosić cie żebyś się więcej nie wtrącał w nieswoje sprawy.- odparła Caroline, ale w jej oczach zobaczyłem smutek.- Nie potrzebuje twojej pomocy w radzeniu sobie z problemami, jestem dorosła i sama sobie z tym poradzę.
- Doskonale wiem, że potrafisz sobie dobrze radzić- odpowiedziałem- ale pamiętaj Caroline, nikt nie będzie cie obrażał w mojej obecności.- i bez ostrzeżenia przyciągnąłem ją do siebie, a nasze usta złączyły się w najcudowniejszym pocałunku...

Rozdział 2

Caroline:

Co tak strasznie łomoczę? Coś się wali czy jak? Otworzyłam oczy i dopiero po chwili dotarło do mnie, że to łomotanie to zwykłe pukanie do drzwi wejściowych. W pierwszej chwili chciałam odwrócić się na drugi bok, przykryć głowę poduszką i poczekać, aż natręt, który stał pod moim domem pójdzie sobie. Jednak osoba, która zakłóciła mój sen była bardzo uparta. Gdzie też podziewa się mama? W tym momencie spojrzałam na zegarek. Dochodziło południe. Czy to możliwe, że po wczorajszej rozmowie z Klausem przespałam cały poranek? Z rozmyśleń wyrwało mnie to ciągłe pukanie do drzwi. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać ale wstałam z łóżka, zeszłam na dół i otworzyłam. W drzwiach stał nie kto inny a:

- Nie no to znowu ty. Możesz mi łaskawie powiedzieć co ty tu robisz, Klaus?- zapytałam z rozdrażnieniem na powitanie. O dziwo go to wcale nie zniechęciło, wręcz przeciwnie uśmiechnął się tym swoim cudownym uśmiechem, który ukazywał jego słodkie dołeczki w policzkach i odpowiedział.
- Chciałem z tobą porozmawiać, wyjaśnić ci dlaczego wczoraj taki byłem i przeprosić.- O mały włos nie wrzasnęłam. On śmie przychodzić do mojego domu jakby nigdy nic i mi coś wyjaśniać. Jak może! Już chciałam zacząć na niego wrzeszczeć ale wtedy w głowie zabrzmiało mi jedno słowo przeprosić. Nie wierzyłam własnym uszom. Klaus największa hybryda świata, osoba, na której dźwięk imienia wszystkie wampiry, wilkołaki i inne stworzenia umierały ze strachu, przyszedł przeprosić mnie. Mnie nic nie znaczącą wampirzycę. W zamyśleniu prawie zapomniałam, że nadal stoimy w progu mojego domu a do tego ja w samej bardzo skąpej, koronkowej koszuli nocnej. Opamiętałam się i zwróciłam do niego.
- Nie musisz mnie za nic przepraszać, tłumaczyć niczego też, a teraz wybacz ale na rozmowę też nie mam za bardzo czasu jak widzisz jestem jeszcze w koszuli. Muszę się przebrać. Tak więc do widzenia- już chciałam zamknąć drzwi kiedy usłyszałam jego głos tak przepełniony angielskim akcentem.
- Ale ja nalegam żebyśmy porozmawiali, Caroline- otworzyłam drzwi z powrotem na oścież- wczoraj chciałaś ze mną porozmawiać, poznać mnie lepiej, więc ofiaruje ci to dzisiaj w komfortowych warunkach i w twoim domu, żebyś czuła się bardziej bezpiecznie. Co ty na to?- przez chwile zastanawiałam się nad jego słowami, pokiwałam potakująco na zgodę i powiedziałam.
- Dobrze więc wejdź. Możesz pójść do salonu a ja w tym czasie przebiorę się, poczekaj na mnie zaraz wrócę- uśmiechnął się promiennie i wszedł, zamknęłam za nim drzwi i pobiegłam na górę zanim zamknęłam się w łazience usłyszałam tylko- Będę czekał- i już wiedziałam, że źle zrobiłam wpuszczając go do siebie do domu. Jednak pokusa tego, że sam zaproponował mi opowiedzenie czegoś o sobie była zbyt wielka żeby nie ulec. Mogłam poznać osobę, której wszyscy się boją. Boże jakie to podniecające!

 Przebrałam się i po piętnastu minutach byłam już w salonie ale najpierw skierowałam swoje kroki do kuchni i powiedziałam- Przepraszam ale nie jadłam jeszcze śniadania, może masz ochotę na trochę krwi?- po chwili usłyszałam tylko krótkie- Nie dziękuje- i wróciłam do salonu. Usiadłam na kanapie bardzo blisko Klausa. Spojrzałam mu w oczy i zapytałam.
- Więc opowiesz mi o sobie?- spojrzał na mnie a w jego błękitnych oczach wyraźnie zobaczyłam zaskoczenie- Ty chcesz coś o mnie wiedzieć?- nie rozumiałam go przecież przed chwilą sam to proponował. Po krótkiej ciszy powiedziałam- Sam tego chciałeś. Więc jakim byłeś dzieckiem? Twoje marzenia? Cele? Kim chciałeś zostać?- przerwałam bo uświadomiłam sobie, że zachowuje się jak moja mama podczas przesłuchania podejrzanego.
- Jakim byłem dzieckiem...- zdziwiło mnie to, że nie powiedział nic na temat mojego dziwnego zachowania tylko zaczął opowiadać- Ja, Kol i Rebekah byliśmy niełatwymi dziećmi. Ciągle coś psociliśmy.- widać było, że pogrążył się we wspomnieniach- Chociaż Elijah też czasami do nas dołączał.- Elijah psotnikiem? Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić.- A żebyś wiedziała. Często bawiliśmy się na tej polanie nieopodal, tej samej, na której wczoraj siedzieliśmy razem pod drzewem. Pamiętam, że kiedyś jeździłem tam konno, ścigaliśmy się z Elijah'ą mieliśmy wtedy po dziesięć, czternaście lat i on spadł z konia. Przeraziłem się, zsiadłem ze swojego rumaka, podbiegłem do niego, nie ruszał się, odwróciłem go na plecy, a on ni z tego ni z owego złapał mnie za ramiona i zaczęliśmy się tarzać po trawie- uśmiechnął się na to wspomnienie.- Tak to były cudowne lata. Wszystko się zmieniło kiedy mój ojciec dowiedział się o zdradzie matki. Cała jego miłość do mnie zniknęła. Stałem się popychadłem, obrywałem za najmniejsze przewinienie- posmutniał a w jego oczach zobaczyłam łzy, złapałam go za rękę. Popatrzał na nasze splecione palce, uśmiechnął się i ciągnął dalej- Wtedy nie wiedziałem dlaczego, kiedy matka zamieniła nas w wampiry zrozumiałem nie chciałem taki być naprawdę, nie chciałem być potworem przysięgam- po policzku spłynęła mi jedna pojedyncza, niesforna łza. Doskonale go rozumiałam. Sama oddałabym wszystko żeby żyć tak jak dawniej. Uspokoiłam się i powiedziałam.
- To wina twoich rodziców, że jesteś teraz taki ale pamiętaj zawsze możesz spróbować się zmienić- popatrzył na mnie, podniósł do ust nasze splecione dłonie i zaczął po kolei całować moje palce. Nie wyrywałam się, czułam ciepło na sercu.
- Dziękuje, że chociaż ty we mnie wierzysz i za wysłuchanie mnie do końca- powiedział.- Potrzebowałem tego i przepraszam, że się rozczuliłem.
- Nie masz za co przepraszać- siedzieliśmy tak przez chwile w milczeniu, aż nagle w drzwiach salonu pojawiła się moja mama a z nią Tyler.
- Co się tutaj dzieję?

Klaus:

Siedzieliśmy razem w salonie po tym jak Caroline poszła się przebrać. Zaczęła zadawać mi mnóstwo pytań, to było dziwne. Jednak jeszcze dziwniejsze było to, że tak chętnie zacząłem na nie odpowiadać. Sam nie wiem co we mnie wstąpiło, ale poczułem nagłą potrzebę podzielenia się z nią moją przeszłością. Obudziło to we mnie ból i dziwną tęsknotę za tym co już dawno minęło. Za akceptacją i miłością, prawdziwą rodziną. Wszystkim o co zniszczenie wczoraj posądziła mnie siostra. Czy ja to zniszczyłem? Już chciałam porozmawiać o tym z Caroline kiedy w drzwiach do salonu pojawili się jej matka i chłopak Tyler...

Rozdział 1

Caroline:

Znów z nim tańczyłam. Był tak blisko. Zbliżył swoje usta do mojego ucha i powiedział:
- Uwielbiałabyś lata dwudzieste, Caroline. Dziewczyny były lekkomyślne, seksowne, zabawne. Zazwyczaj tańczyły do upadłego- uśmiechnął się.- Heh. Nie sądzę żeby to kiedykolwiek przytrafiło się ich partnerom- odpowiedziałam kąśliwie.- Powinnaś być dla mnie milsza. Opuszczam jutro miasto. Poprosiłbym Cię abyś pojechała ze mną, ale obydwoje wiemy, że nie jesteś gotowa zgodzić się na moją propozycję. Być może któregoś dnia, za rok, a może za wiek, staniesz w moich drzwiach i pozwolisz mi pokazać Ci co świat ma do zaoferowania- zaczął się rozckliwiać, ja tylko ponownie prychnęłam. Staliśmy przez moment w milczeniu nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Po czym on odsunął się i rzekł- Wspomnisz moje słowa. Chłopak z małego miasta, życie w małym mieście, to Ci nie wystarczy- i odszedł. Spojrzałam za nim i usłyszałam wilczę wycie.

Usiadłam na łóżku, zlana potem. To tylko sen. Powtarzałam sobie. Jednak nie wszystko było snem. Podeszłam do okna, za którego naprawdę dobiegało wycie wilka. Może to Klaus? Po co ja w ogóle o nim myślę? Skarciłam się w duchu. Co mnie obchodzi czy to on, parzcież dziś pełnia. Ale po co miałby się zmieniać, przecież jest hybrydą. Nie myśl o tym, Caroline! Zrobił Ci tyle strasznych rzeczy. Zawładnął ciałem Tylera, wykorzystał Cie, a ty wciąż o nim myślisz, Jednak chęć dowiedzenia się kto tak okropnie wyję była większa niż obrzydzenie, które poczułam na samą myśl o minionych tygodniach. Ubrałam się i pospiesznie wyszłam z domu. Podążyłam w stronę lasu. Po piętnastu minutach byłam już w samym środku ciemnych gęstwin. Tylko moje wampirze zmysły pozwoliły mi wyczuć, że pięć metrów dalej ktoś leży. Podeszłam bliżej i już wiedziałam kto to jest.
- Co ty tutaj robisz i do tego jeszcze zupełnie nagi?- zapytałam. Mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał mi w oczy.
- Mógłbym Ci zadać podobne pytanie, ale skoro już tak koniecznie chcesz wiedzieć to dzisiaj jest pełnia, a dla twojej wiadomości podczas przemiany nie dbam o ubiór- odpowiedział Klaus wstając i podchodząc do leżących niedaleko ubrań. Nie wiedziałam co odpowiedzieć w końcu wykrztusiłam niepewnie.
- Wiem o tym przecież mój chłopak też jest wilkołakiem. Nie rozumiem tylko po co to robisz? Myślałam, że jako hybryda już nie musisz- dodałam już z większą pewnością. Klaus odwrócił się w moją stronę zapinając koszulę.
- Może po prostu lubię czuć ból? Nie pomyślałaś o tym?- Nie czekając na odpowiedź podążył wampirzym tempem w głąb lasu. Nie wiedziałam czy iść do domu czy gonić go. Po chwili jednak stałam już na skraju lasu, na przepięknej polanie, skąpanej w blasku księżyca, przez którą płyną mały strumyk. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam Klausa. Siedział na trawie, opierając się o drzewo z zamkniętymi oczami. Podeszłam do niego.
- Po co przyszłaś tu za mną?. Wolałbym być teraz sam.- Nie rozumiałam dlaczego to robię, ale usiadłam obok niego i oparłam się o drzewo. Nastała chwila ciszy zmącona tylko szumem wody i odgłosami leśnych zwierząt. Wreszcie ją przerwałam.
- Byłam ciekawa co to za wycie mnie obudziło, dlatego przyszłam do lasu- ton mojego głosu nawet mi wydawał się usprawiedliwiający.
- Myślałem, że będziesz się teraz cieszyć Tylerem a nie siedzieć tu ze mną- powiedział Klaus. Poczułam dziwne ukucie w sercu słysząc rezygnację w jego głosie. Jak to możliwe żeby najsilniejszy wampir świata mówił z takim smutkiem. Musiałam się dowiedzieć.
- Co się stało, że dokonałeś przemiany?- zapytałam.- Nie wierzę, że zrobiłeś to tak po prostu bo lubisz odczuwać ból. Nikt tego nie lubi, nawet ty. Wiem to- mówiłam coraz ciszej. Spojrzał na mnie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Jego spojrzenie paliło mnie jak ogień. Spuściłam wzrok.
- Wiesz co, moim zdaniem powinnaś już iść- odpowiedział. Tak mnie tym zezłościł, że wstałam i wrzasnęłam.
- Zawsze taki jesteś! Mówisz, że chcesz mnie poznać, a nie pozwalasz mi poznać Ciebie! Wiedziałam, że tylko mnie wykorzystałeś!- chwilę później byłam już w swoim pokoju. Założyłam z powrotem piżamę i położyłam się do łóżka. Zanim zasnęłam przysięgłam sobie, że już nigdy nie pomyśle o Klausie inaczej jak o potworze.

Klaus:

Jak mogłem ją tak odtrącić? Nie wykorzystałem szansy jaką dostałem. Mogłem jej wszystko wyjaśnić. Kretyn ze mnie. Czy ona powiedziała, że chciałaby mnie poznać? Nie możliwe chyba się przesłyszałem. Pójdę do niej jutro, wyjaśnię jej wszystko. Może zrozumie dlaczego taki dla niej byłem, ona jest jak promyk słońca w pochmurny dzień. Może pomoże mi zrozumieć ludzi i na nowo im zaufać. Muszę zdobyć jej zaufanie a może kiedyś uda mi się zasłużyć na jej miłość?

_____________________________________________________________________________
Udało się jest pierwszy rozdział. Mam nadzieje, że wam się spodoba. Mogę wam zdradzić, że w kolejnym rozdziale wyjaśni się dlaczego Klaus dokonał przemiany i był taki oschły dla Caroline. Mam nadzieję, że uda mi się dodać kolejny rozdział do końca tygodnia. A teraz komentujcie:)

Obserwatorzy