piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 15

Caroline:

Obudziłam się późnym rankiem w sypialni Klausa. Stało się! Mogę ogłosić to wszem i wobec, że kocham tego wrażliwego drania. Resztę wczorajszego dnia pamiętam jak przez mgłę, natomiast noc no cóż niech zostanie moją słodką tajemnicą. Zapewne cały dom już o tym plotkuje. Wstałam z łóżka i ubrana w koszulę Nika zeszłam na dół. Nie spodziewałam się nikogo spotkać. Jednak przeliczyłam się w kuchni spotkałam popijających kawę Elijah'ę i Nessie odzianą w bardzo podobny sposób do mojego. Poczułam się skrępowana.
- Przepraszam was najmocniej- wydukałam.- Myślałam, że nikogo nie ma w domu.
- Nic nie szkodzi- powiedział Elijah.- Ja i tak muszę już iść- pocałował Nessie w usta.- Do zobaczenia, miłe panie- i wyszedł jakby to była najnormalniejsza sytuacja na świecie.
Przyglądałam się dziewczynie w osłupieniu. Nie wiedziałam co powiedzieć, jak się zachować.
- No co mi się tak przyglądasz jak sroka w gnat-uśmiechnęła się do mnie.- Myślisz, że tylko tobie i Niklausowi wolno być szczęśliwymi? Masz ochotę na kawę?- kiwnęłam głową i razem poszłyśmy do salonu.
Nastała pełna napięcia z mojej strony cisza. Anastazja w końcu ją przerwała.
- Wiesz co, mam dość tej twojej miny więc sama zacznę. Jestem Anastazja ale wszyscy mówią do mnie Nsesie tylko Klaus mówi na mnie mała Sarenka czego próbuje go oduczyć już od wieków. Jak widać bezskutecznie. Nie chce żebyś sobie myślała, że mnie coś z nim łączy. Co to, to mowy nie ma. Uwielbiam go, to tak ale o jakimś związku nigdy mowy nie było- powiedziała i po chwili dodała- jeśli go skrzywdzisz urwę ci głowę- miała taką minę, że jej wierzyłam.- Nie chce żeby cierpiał, zrozumiano. Wiem, że potrafi być istnym diabłem wcielonym , ale był ze mną w trudnych chwilach i jest dla mnie jak rodzina. Wszyscy Pierwotni są moją rodziną już od wieków- wysłuchałam jej słów w skupieniu. Nagle wpadło mi do głowy pytanie.
- To on cie przemienił?
- Tak- widać było, że nie chce o tym mówić.
- Możesz mi o tym opowiedzieć?
- Dobrze- nabrała powietrza.- Był rok tysiąc trzysta sześćdziesiąty trzeci, prawie cała moja rodzina zginęła w pożarze naszej ziemi, we Florencji. Właśnie stamtąd pochodzę. Mój ojciec wywodził się z wyższych sfer i mieliśmy spory majątek. Jednak kiedy on, moja matka, siostra i dwóch braci zginęli wysłano mnie do mojej babki w Londynie. Bardzo dobrze mi się z nią żyło. Pewnego dnia spotkałam Niklausa wtedy był hrabią, więc kiedy zaczął traktować mnie jako równą sobie pochlebiało mi to. Zaprzyjaźniliśmy się i pewnego wieczoru wyjawił mi swoją tajemnice. Wcześniej już coś podejrzewałam ale bałam się zapytać. Jednak mimo tego, iż wiedziałam kim jest nie bałam się. Kilka tygodni po tym zdarzeniu poznałam Elijah'ę, później Kola i Rebekę. Wiedziałam też o Finnie. Minęło ze trzy miesiące kiedy w naszych stronach zapanowała zaraza. Najprawdopodobniej Gruźlica. Mój stan był krytyczny. Nawet mała ilość wampirzej krwi już nie pomagała. Zapewne bym umarła, jednak Klaus dał mi wybór mogłam umrzeć albo stać się wampirem. Widzisz co wybrałam.
- A co się stało z twoją babcią?- wtrąciłam.
- Kilka lat później zmarła. Zapewne zastanawiasz się jak to się stało, że się nie domyśliła. Kiedy zaczęła mnie wypytywać o chłopców, przedstawiłam jej Elijah'ę. Od razu przypadł jej do gustu. Do końca swojego życia wychwalała go pod niebiosa- uśmiechnęła się.- Życie wampira nie jest takie złe. Jednak wiesz kiedy teraz o tym mówię, oddałabym wszystko żeby być człowiekiem. Dlatego nie lubię tego wspominać. Marzyłam kiedyś o mężu, dzieciach, własnym domu i wnukach, które jako staruszkowie będziemy bawić z moim ukochanym. Nie spojrzę już nigdy w twarze moich bliskich, którzy tak dawno odeszli.- do oczu napłynęły mi łzy. Nsesie spływały po policzkach.- Ale koniec z tym smuceniem się, pora się ubierać- uśmiechnęła się do mnie ocierając łzy i razem poszłyśmy na górę.

Klaus:

Miałem bardzo ciężki dzień. Te wszystkie dzieciaki są nie do zniesienia. Wszedłem do domu. Uderzyła mnie panująca wokół cisza. Usiadłem w salonie i upajałem się samotnością.
- Klaus nareszcie jesteś!- krzyknęła. Uśmiechnąłem się na dźwięk jej głosu.
- Jak ci minął dzień kochanie?
- Wspaniale, jednak bardzo mi ciebie brakowało- powiedziała siadając mi na kolanach.- Neese opowiedziała mi całą swoją historię.
- Potrzebowała tego- musiała bardzo to przeżyć.- Powinniście zostać przyjaciółkami.
- Oczywiście, że zostaniemy- uśmiech nie schodził jej z twarzy.- Miałeś bardzo ciężki dzień to widać.
- Dzieciaki są nieznośne, ale...-zadzwonił jej telefon. Nie skupiałem się z kim i o czym rozmawia. Po chwili się rozłączyła i westchnęła z rezygnacją.
- Niestety, kochanie. Bonnie ma problemy sercowe. Sam rozumiesz. Pędzę jej na pomoc- pocałowała mnie w policzek i wybiegła z domu.
Minęła tylko chwila a obok mnie pojawiła się Nessie.
- Słuchaj Nik. Jest ważna sprawa- przerwałem jej.
- Zajmiemy się twoją sprawą później. Postanowiłem zabrać Caroline w podróż. Mogła byś mi coś doradzić?
- Pewnie myślisz, że najlepiej wywieźć ją do jakiś Włoch, Francji albo Hiszpanii. Jednak doradzę ci lepsze rozwiązanie. Zabierz ją do Turcji- wybałuszyłem na nią oczy.- No co, myślisz, że  dziewczyną imponuje jakieś romantyczne spacerki. W Turcji przynajmniej pozna nową kulturę, zobaczy jakieś zabytki, a na spacerki też możecie sobie chodzić.
- Wiesz to może być nawet dobry pomysł- chwile milczeliśmy.- Co chciałaś mi powiedzieć?
- Wiesz to już nie jest ważne- odeszła bez słowa.

Anastazja:

Dwie godziny wcześniej:
- Zobacz coś tutaj znalazłam- podsunęłam mu jedną z wielkich ksiąg.
Jeden z najbardziej niebezpiecznych i nieprzewidywalnych magów
na świecie został skazany na śmieć poprzez spalenie na stosie za 
uprawianie magii. Ludzie zastanawia się nad jego pochodzeniem.
Jest również podejrzewany o podtrzymywanie za pomocy czarów
swojego życia.- czytał fragment z uwagą.
- Myślisz, że to tekst mówiący o Garlovie?- zapytałam po chwili.
- Nie wiadomo dokładnie, ale z jakiego roku pochodzi owa kronika?- zapytał Elijah.
- Z tysiąc sto dwudziestego piątego- odpowiedziałam.- Czy właśnie w tamtych latach on prześladował waszą rodzinę?- zapytałam.
- Dokładnie. Jednak ja znalazłem coś jeszcze ważniejszego. Dowodzi tego, że Gorlov podtrzymywał życie za pomocą magii.
Rok dziewięćset dziewięćdziesiąty piąty:
Jeden z największych magów imieniem Gorlov
razem z najpotężniejszą czarownicą Esther 
podejrzewani są o zabójstwo jednej z 
czcigodnych obywatelek naszej społeczności.
Ich czyny kierowane były odczuciami zazdrości.
- Co to do diaska znaczy?- zapytałam.
- Znaczy, że Esther i Gorlov znali się jeszcze przed naszą przemianą- odpowiedział Elijah.
- Jeśli to prawda to znaczy, że ataki Gorlova nie są przypadkowe. Ale co dokładnie kieruje motywami tego maga?
- Żebym tylko to wiedział. Idź do Klausa, powiedzieć co odkryliśmy. Na pewno go to zainteresuje.

____________________________________________________________
Jest rozdział. Miało być trochę inaczej ale jakoś mi to nie wyszło. Przepraszam.

6 komentarzy:

  1. Niech żyje miłość.Nie przepraszaj to jest super ah...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :D taki z tajemnicą :) nie mogę się doczekać nn :D Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie nowy rozdział! ; ) Podoba mi się bardzo ten rozdział, jest w nim wiele uczucia. I nie pisz że ci nie wyszedł bo to wcale nie prawda. ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!!! W końcu Caroline i Klaus są szczęśliwi. Czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  5. u mnie nn serdecznie zapraszam i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Z wielką radością ogłaszam, że zostałaś nominowana do Liebster Award.
    Pytania u mnie http://only-love-is-real-klaroline.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy