piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 10

Caroline:

Przez kolejne kilka dni Duke dotrzymywał mi towarzystwa. Okazał się dla mnie naprawdę dużym wsparciem. Klausa nie widziałam wcale, ponieważ z tego co oznajmił nam dyrektor pan profesor Mikaelson musiał w bardzo ważnych sprawach rodzinnych opuścić miasto. Po części było to prawdą. Od dwóch tygodni nie widziałam również Tylera. Zastanawiałam się co Kol z nim zrobił po tym jak razem z Klausem odjechaliśmy spod domu. Pani burmistrz powiedziała mi, że Tyler postanowił wyjechać i już nigdy nie wracać. Dziwne, ale może to i lepiej, przynajmniej nie będę musiała już go więcej oglądać. Dobra koniec z tymi ponurymi myślami. Niebawem kolejny bal z okazji Dnia Założycieli i zamierzam się na nim dobrze bawić. Z dziewczynami mamy już świetne sukienki. Jednak jest jeden problem z kim pójdę. Bonnie idzie z Jeremym, Damon z Meredith , Elena ze Stefanem nawet Matt idzie (o zgrozo) z Rebeką. Dzisiaj idziemy wszyscy razem do Grilla więc postanowiłam zabrać ze sobą Duka, wszyscy chcą go poznać. Kiedy o siedemnastej szykowałam się już do wyjścia nadal moje myśli zajmowały wydarzenia z minionych kilku tygodni. Jednak z odsieczą przybył mi Duke, który zapukał do drzwi wejściowych.
- Cześć, Caroline. Wyglądasz wow... Brak mi słów- uśmiechnął się. Zawsze mi kogoś przypominał kiedy to robił ale nigdy jeszcze nie mogłam odgadnąć kogo.- Przy tobie wyglądam jak jakiś łachmaniarz- zlustrowałam go wzrokiem.- Wcale nie wyglądasz dobrze- miał na sobie czarne spodnie, białą koszulkę, która podkreślała jego umięśniony tors i ciemną kurtkę. Wyglądał tak jak każdy facet powinien wyglądać, wychodząc z dziewczyną do baru. Staliśmy przez chwilę pogrążeni w milczeniu po czym powiedziałam.- Lepiej się pospieszmy. Demon nie lubi spóźnialskich- popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.- Nie żeby mi zależało na jego zdaniu ale kiedy chce potrafi być bardzo nieprzyjemny, a nie chce żeby się do ciebie czepiał- teraz już jawnie się ze mnie śmiał.- Co cie tak śmieszy?- zapytałam zdezorientowana.- Ty!- krzyknął.- Ale to bardzo miłe, że chcesz być moim obrońcą- nachmurzyłam się.- Lepiej już chodźmy- uśmiechnął się i podał mi ramie. Przyjęłam je z ulgą i ruszyliśmy w stronę baru. Wszyscy już na nas czekali. Podeszliśmy do nich a ja dokonałam oficjalnej prezentacji.
- To Elena, Stefan- wskazywałam po kolei- Jeremy, Bonnie, Meredith, Matt- sama byłam zaskoczona- Rebekah i Damon. To jest Duke- wszyscy podali sobie ręce ale kiedy doszło do uścisku między Damonem a Dukiem starszy Salvatore musiał mnie zdenerwować.- No już myślałem, że nigdy cie nie poznamy. Po tym jak Tyler okazał się dupkiem, a wielki pan Mikaelson przestał interesować się Caroline już myślałem, że sobie ciebie wymyśliła- miałam ochotę go walnąć i rozkwasić tą jego śliczną gębę ale za mnie zrobiła to Rebekah.- Nie mieszaj w to mojego brata. Poza tym przyszliśmy tu chyba się napić a nie wysłuchiwać jakiś twoich wymysłów. Byłam jej wdzięczna za zakończenie tej głupiej wymiany zdań. Kiedy zajęliśmy miejsca przy stoliku zaczęliśmy luźną rozmowę przy niewyobrażalnej liczbie alkoholu. Po dwóch godzinach zaczęło ogarniać mnie zmęczenie, powiedziałam o tym Dukowi i pożegnawszy się ze wszystkimi opuściliśmy lokal. Świeże powietrze trochę mnie pobudziło i kiedy doszliśmy do domu zebrałam w sobie całą odwagę i zapytałam.
- Duke w przyszły wtorek organizują w naszym miasteczku bal z okazji Dnia Założyciela, czy nie miałbyś ochoty pójść tam razem ze mną- miał nieodgadniony wyraz twarzy.- Pomyślałam, że mógłbyś lepiej poznać wszystkich oraz historię naszego miasteczka, ale jeśli nie masz ochoty nie musisz iść- nagle się rozpromienił.- To będzie dla mnie olbrzymi zaszczyt madame. Sposobność towarzyszenia tak pięknej damie, wszyscy będą umierać z zazdrości kiedy zobaczą, że to ja prowadzę przy boku najpiękniejszą kobietę w miasteczku- od czasu przemiany w wampira nie lubiłam kiedy mężczyźni prawili mi takie płytkie komplementy, ale muszę przyznać, że podobało mi się kiedy Duke tak do mnie mówił.- Świetnie! Do zobaczenia, dziękuje za miły komplement- już chciałam wejść do domu kiedy Duke przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Jednak po chwili odezwał się ode mnie, powiedział- Dobranoc, Caroline- i zniknął w mroku.

Klaus:

- Nie zajdziemy tutaj niczego. Mówię ci nic tu nie ma- marudził Kol ale ja dalej przekopywałem stare księgi w jednej z Bostońskich bibliotek.- Przecież gdzieś musi być o nim jakaś mała wzmianka- upierałem się.- Możliwe, że gdzieś jest ale na pewno nie w tej bibliotece ani w tym mieście. Nie zapominaj, że Elijah czeka na nas w Filadelfii. Obiecał pomóc- przystanąłem na chwilę.- Czy to nie wydaje ci się dziwne, że ani w Nowym Jorku, Chicago ani nawet tu w Bostonie nie ma ani jednej wzmianki o najbardziej znanym czarowniku jakiego można było spotkać w Europie?- Kol zastanawiał się nad czymś intensywnie.- Spójrz na to z innej strony o wampirach też krążą niestworzone historię, a jednak żadna nie jest nawet w jednym ułamku prawdą- jednak coś nie dawało mi spokoju.- Jednak jak to możliwe, że nie ma nawet słowa na temat jego życia i procesu w związku z uprawianiem magii. Nawet ani jeden pisarz o tym nie napisał- Kol pokręcił głową.- Jesteś pewny, że to tylko Gorlov potrafił wpływać na wszystkie stworzenia tak jak my to robimy?- zapytał.- Jest jedyną osobą, o której wiem, że to potrafił. Ktoś musiał zmusić Tylera do tego co robił. Nigdy sam z własnej woli nie dokonałby tylu rzezi- przez chwile staliśmy w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.- Wiesz co, chodźmy stąd bracie. Mamy samolot za dwie godziny- ruszyłem za Kolem na ruchliwą ulice.

 Duke:

W pogrążonym w mroku pomieszczeniu widziałem tylko ciemny zarys postaci siedzącej na krześle za biurkiem.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Caroline nic nie podejrzewa, a Mikaelson opuścił miasto. Niestety nie udało mi się odkryć z jakich powodów- nastała pełna napięcia chwila milczenia.- Dobrze się spisujesz mój drogi. Musisz dowiedzieć się co Klaus wspólnie ze swoim rodzeństwem robi. Najłatwiej będzie ci zdobywać informacje od tej młodej wampirzycy. Ona jest największą słabością Pierwotnego- zamilkł na chwilę.- Musisz zdobyć jej bezgraniczne zaufanie. Przy każdej ich kłótni będzie do ciebie biegła wypłakać się na ramieniu przyjaciela, a kiedy już będziemy znali wszystkie słabości Klausa, wtedy uda się nam go zniszczyć- nastała kolejna przerwa.- Ale wiesz, że ja najpierw muszę coś od niego zdobyć, a później możesz go zabić jeśli taka jest twoja wola- westchnął. Pamiętam o naszej umowie- zawahałem się.- Czy Caroline coś będzie grozić?- zapytałem.- Mój drogi pamiętaj żeby jeśli chcesz osiągnąć swoje cele nie możesz patrzeć na przypadkowe ofiary. Do zobaczenia- powiedział Gorlov, a ja wiedziałem, że spotkanie jest już skończone i opuściłem pokój.

_________________________________________________________________________________
Udało mi się dodać jeszcze jeden rozdział. Dostałam nowej weny po przeczytaniu Historyka. Dla nie najlepsza książka o Draculi. Mam nadzieje, że rozdział się wam podoba. KOMENTUJCIE:)

piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 9

Caroline:

Tyler! Nie to nie możliwe, a jednak moje oczy mnie nie zwodzą. Może jednak to tylko jedna z intryg uknutych przez Klausa. W tym momencie coś we mnie pękło. Rzuciłam się na Tylera i zaczęłam okładać pięściami gdzie po padło. Byłam w jakimś amoku.
- Ty wstrętna gnido! Jak mogłeś? Czym one na to wszystko zasłużyły?!- nawet się nie bronił, czym rozwścieczył mnie jeszcze bardziej.- Jeszcze miałeś czelność przychodzić do mnie jakby nigdy nic i patrzeć mi w oczy!- krzyczałam jak opętana. Tyler był cały we krwi od moich ciosów, ale nie obchodziło mnie to. Jednak po chwili poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie mocno za ramiona. Przez chwilę szamotałam się z Klausem jednak po kilku minutach zrozumiałam, że właściwie nie mam większych szans i uspokoiłam się trochę. Zdążyłam usłyszeć głos Kola- Zabierz ją  stąd lepiej- i poczułam jak Nik prowadzi mnie z powrotem do swojego samochodu. Właściwie to on mnie nie prowadził tylko niósł, po tym co zobaczyłam nie byłam w stanie zrobić najmniejszego kroku. Posadził mnie na siedzeniu i nawet zapiął pasy zupełnie jakby się bał, że ucieknę, po czym sam zajął miejsce na fotelu kierowcy i ruszyliśmy spod domu pani burmistrz z piskiem opon. Podczas jazdy żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Po pięciu minutach byliśmy już pod jego willą. Czułam się jakbym była pod wpływem jakiś silnych narkotyków. Klaus znów wyciągnął mnie z samochodu i wprowadził do swojego domu. Dopiero wtedy trochę oprzytomniałam.

Klaus:

- Caroline, wiem, że to nie jest najlepszy moment na mówienie tego typu słów, ale wszystko będzie dobrze zobaczysz- wyglądała jakby nie miała kontaktu ze światem. Jeszcze ja wygłaszam jakieś nic nie znaczące w tej chwili banały, nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu ludzi. Przyznaje się też do tego, że czuję satysfakcję z tego, że udowodniłem swoją niewinność. Jednak jest mi jej trochę żal. Moje rozmyślenia zostały przerwane mocnym ciosem w szczękę.
- To ty, to wszystko twoja wina!- Caroline zachowywała się jak kompletna wariatka. Rzuciła się na mnie z pięściami jak na tego swojego chłoptasia.- To ty wszystko zacząłeś! Zjawiłeś się w naszym mieście i wszystko zniszczyłeś! Obyś zdechł, Klaus!- tym mnie nieźle zdenerwowała, delikatnie rzecz ujmując. Złapałem ją za ramiona, zacząłem potrząsać po czym powiedziałem podnosząc głos.
- Uspokój się! Już raz ci powiedziałem co mogę z tobą zrobić. Nie zamierzam się powtarzać. Jeszcze raz odezwiesz się do mnie takim tonem, a zrealizuje swoją groźbę. Z takimi gadkami to ty możesz sobie wyskakiwać do tych swoich pożal się boże przyjaciół nie do mnie. Chyba już nie raz się przekonałaś, że ja nie rzucam słów na wiatr. Zrozumiałaś?- zakończyłem spokojnym tonem. Nie mogłem sobie pozwolić na ponowną utratę kontroli. Jednak w pewnym momencie  stało się coś nieoczekiwanego, Caroline oparła się na mnie całym ciężarem, zaczęła płakać i osunęła się na ziemię, a ja razem z nią.

Caroline:

Klaus krzyczał. Jednak ja wcale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam tylko żeby mnie przytulił, chciałam schronić się w jego ramionach i wypłakać na ramieniu. Mój chłopak okazał się jeszcze gorszym zbrodniarzem niż Pierwotny. On przynajmniej nikogo nie oszukiwał. Czułam ciepło bijące od ciała Klausa. Zdziwiłam się, że mnie nie odepchnął. Siedzieliśmy na dymanie w salonie. Jednak ja poczułam ogromną potrzebę wyjścia z tego domu, odetchnięcia świeżym powietrzem. Wstałam, powiedziałam tylko- Muszę stąd wyjść- i wybiegłam z willi. Musiałam się napić, poszłam do Grilla i zamówiłam sobie kolejkę szkockiej. Delektowałam się jej smakiem i samotnością kiedy za swoimi plecami usłyszałam:
- No, no, no nasza blond piękność- to ten sam facet, na którego wpadłam dzisiaj rano.- Mogę się dosiąść? Widzę, że nie masz najlepszego humoru. Jestem Duke, pamiętasz?- pokiwałam głową.- Może poznam wreszcie twoje imię tajemnicza królewno?- westchnęłam.- Mam na imię Caroline- uśmiechnął się.- Mogę postawić ci drinka?- znów kiwnięcie głowy.- Dopiero się tutaj przeprowadziłem, jeszcze nikogo nie znam, jesteś pierwsza. Może opowiesz mi coś o miasteczku i o sobie?- zgodziłam się i przez resztę wieczoru odpowiadałam na jego niekończącą się liczbę pytań. Jednak ku mojemu własnemu zdziwieniu Duke okazał się miłym chłopakiem i swoją paplaniną odpędził ode mnie posępne myśli. Spędziłam naprawdę miły wieczór.

_________________________________________________________________________________
No i jest rozdział. Prosiliście, więc dokończyłam go dzisiaj. Mam nadzieję, że się wam podoba:) KOMENTUJCIE.
Ps. Życzę wam zdrowych, wesołych świąt Bożego Narodzenia. Rodzinnej atmosfery oraz dużo szczęścia w nowym nadchodzącym 2013 roku:)
Pozdrawiam:)

wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 8

Klaus:

Czekałem na Kola już trzy godziny. On naprawdę działa mi na nerwy. Chciałem już do niego zadzwonić, ale w tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich i otworzyłem.
- No nareszcie. Uwielbiasz się spóźniać- powiedziałem na przywitanie.- Przepraszam, ale spotkałem po drodze kilku znajomych- uśmiechnął się.- Dobra koniec z tym, wchodź- Kol wszedł do salonu, usiadł na kanapie po czym zapytał:
- O co dokładnie chodzi z tymi całymi morderstwami?- wytłumaczyłem mu wszystko czego zdążyłem się sam dowiedzieć.- Czyli ktoś zabija kobiety, a wszystko idzie na twoje konto- kiwnąłem głową.- Na domiar złego pierwszą ofiarą jest dziewczyna z baru. Wiesz co ci powiem- zawiesił na chwile głos- musisz mieć w kimś wielkiego wroga skoro posunął się do takiego czynu- trochę mnie to zirytowało.- Nawet dla mnie, a wiesz, że nie mam za wielu hamulców jest to dość makabryczna zbrodnia- zacząłem krążyć po pokoju.- Nikt nowy nie pojawił się w mieście w ostatnim czasie- powiedziałem.- Moje hybrydy dokładnie wszystko sprawdziły- Kol przez chwile zastanawiał się nad czymś.- Czyli to musi być ktoś z miasteczka- tyle zdążyłem sam ustalić.- Nie martw się niczym bracie, powęszę tu trochę i dowiemy się kto che wykopać ci grób- wstał i skierował się do drzwi.- Bądź pod telefonem- kiedy już otworzył drzwi zawołałem- Dziękuje Kol- uśmiechnął się.- Nie ma sprawy. Od czego ma się rodzinę- i wyszedł.

Caroline:

- Tyler doskonale wiesz, że musimy iść do szkoły- roześmiał się.- Oj tam nic się nie stanie kiedy się trochę spóźnimy. Zresztą pierwszą lekcją jest historia, a nie mam ochoty spotykać się z Klausem- powiedział.- Nie możemy wiecznie unikać jego osoby- zrobił smutną minę.- No dobrze, ale niestety musisz iść sama. Ja jeszcze muszę iść do mojej mamy- pożegnaliśmy się. Zabrałam się za szykowanie do szkoły. Po godzinie wyszłam z domu. Dzień był piękny, a słuchając mojej ulubionej piosenki Give me love czułam się całkowicie odprężona. Do tej piosenki tańczyłam z Klausem walca na balu u Pierwotnych. Byłam tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyłam nadchodzącego z drugiej strony chłopaka. Wpadłam na niego i wylądowałam na ziem. Podniosłam się szybko i zaczęłam krzyczeć.
- Mógłbyś czasami bardziej uważać jak chodzisz!- spojrzałam na niego i dopiero wtedy zobaczyłam jaki z niego przystojniak. Miał blond włosy, niebieskie oczy był wysoki i dobrze zbudowany.- To pani powinna bardziej uważać- powiedział. Miał miły i bardzo męski głos.- Nie będę się jednak wykłócać z tak piękną kobietą, to nie wypada- uśmiechnął się.- Niech sobie pan daruje takie gadki- zezłościł mnie.- Przepraszam najmocniej jeżeli obraziłem panią. Ale nie przedstawiłem się, nazywam się Duke- co za arogant.- Nie interesuje mnie jak się pan nazywa. Przepraszam spieszę się- przepuścił mnie.- Chciałbym poznać pani imię- powiedział kiedy już się trochę oddaliłam.- Nie pana interes. Do widzenia- krzyknęłam i ruszyłam w dalszą drogę. Po piętnastu minutach siedziałam już w ławce słuchając wykładu Klausa na temat wojny secesyjnej. Ten to ma gadane. W pewnym momencie zadzwonił mu telefon. Przeprosił nas i wyszedł na korytarz. Była ciekawa z kim rozmawia, więc włączyłam swój wampirzy słuch .
- Przyjedz do domu pani burmistrz. Mam odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadałem ci dzisiaj rano- mówił jakiś facet do Klausa.- Jak tego dokonałeś?- zapytał.- Wiesz co nie dziwie się, że sam tego nie odkryłeś. Cwaniak robił to zawsze kiedy byłeś zajęty czymś innym- mówił ten drugi. Znałam ten głos.- Zabierz ze sobą osobę, której chciałeś udowodnić,  że nie jesteś do końca takim potworem jakim się wydajesz. Do zobaczenia- zakończył.
Klaus wszedł do klasy chwile później. Wyglądał jakoś inaczej.
- Przepraszam was, ale na dzisiaj to już koniec lekcji. Mam do załatwienia bardzo ważną sprawę i muszę natychmiast wyjść- powiedział. Kiedy wszyscy zaczęli się podnosić Klaus zawołał- Panno Forbes mogłabyś podejść do mojego biurka. Wszyscy na nas patrzyli, ale Klaus powiedział tylko- Do zobaczenia jutro- czekałam, aż wyjdą i zapytałam- Po co chciałeś ze mną rozmawiać?

Klaus:
   
- Nie będę owijał w bawełnę musisz ze mną zaraz pojechać do domu pani burmistrz- spojrzała na mnie z pode łba.- Ja muszę gdzieś z tobą jechać, chyba sobie żartujesz- powiedziała, ale ja nie zamierzałem z nią dyskutować. Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z klasy. Szarpała się ze mną, więc wyszeptałem jej do ucha.
- Kochanie robisz scenę na korytarzu szkolnym. Uczniowie patrzą bądź rozsądna- zesztywniała po czym posłusznie opuściła ze mną szkołę. Wpuściłem ją do samochodu i spokojnie zająłem miejsce kierowcy. Caroline miała naburmuszoną minę czym rozbawiła mnie niezmiernie.
- Kochanie nie rób takiej kwaśnej miny. Jeszcze ci tak zostanie- uśmiechnąłem się do niej. Spojrzała na mnie  niczym rozwścieczona lwica. Zacząłem się z niej jawnie śmiać.- Co cie tak bawi,?- zapytała.- Ty, wyglądasz jakbyś miała zaraz się na mnie rzucić z pazurami- odpowiedziałem szczerze.- Nie widzę w tym nic zabawnego. Rozkazujesz mi, a to nie jest śmieszne.- odburknęła.- Nie będę robić tego co sobie życzysz- dodała. Nachyliłem się w jej stronę żeby spojrzała mi w oczy i powiedziałem- Caroline naucz się w końcu, że ja zawsze dostaje to czego chce- przez resztę drogi już się nie odzywałem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce Kol już na nas czekał.
- Długo to trwało. Już myślałem, że zabije kolejną kobietę , ale on ją porzucił. Zatrzymałem go- powiedział to jednym tchem.- Gdzie on jest?- zapytałem- Za domem razem z Jess. Carol na szczęście nie ma w domu.- Jak preparował ugryzienie hybrydy?- zanim Kol zdążył odpowiedzieć wtrąciła się Caroline.- Kto jest za domem? Co my tutaj w ogóle robimy?- zapytała. Kol zignorował jej pytania i zwrócił się do mnie.- To jest hybryda- nie musiał mówić dalej wiedziałem już kto to jest.- Prowadź Kol- powiedziałem. Ruszyliśmy do ogrodu a ja poczułem, że Caroline łapie mnie za rękę. Kiedy stanęliśmy przed chłopakiem i jego ofiarą, poczułem jak wampirzyca opiera się całym ciałem na moim ramieniu. Na krześle przed nami siedział nie kto inny, a... moja pierwsza hybryda, Tyler.
_________________________________________________________________________________
No i wszystko się wyjaśniło . Mam nadzieję, że rozdział się podoba. KOMENTUJCIE to bardzo pomaga w pisaniu. Dodaje motywacji:) Pozdrawiam. Jak się podoba nowy wystrój bloga?

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 7

Caroline:

Minęły już dwa tygodnie od śmierci Tracy. W ciągu tego czasu zginęło w podobny sposób jeszcze sześć kobiet. Czułam jeszcze większą irytację. Jak Klaus może tak po prostu mordować te dziewczyny i nie myśleć o tym, że wszystko się w końcu wyda. O nim, o nas. Mniejsza z tym, nie myśl o nim Caroline. Dzisiaj ważny dzień. Poznajemy nowego nauczyciela historii. Szykowanie się do szkoły zajęło mi jak zwykle około dwóch godzin. Jednak zanim wyszłam z domu zajrzałam do kuchni.
- Mamo, wychodzę. Wrócę o piętnastej- powiedziałam i pocałowałam ją w policzek- Nie śpiesz się kochanie. Jestem dzisiaj w pracy do siedemnastej- uśmiechnęła się.- To do zobaczenia, miłego dnia- zawołałam i wyszłam.
W szkole byłam po dziesięciu minutach. Kiedy wyciągnęłam rzeczy z szafki podbiegła do mnie Bonnie.
- Hej!- powiedziała.- Dobrze, że jesteś. Jak tam samopoczucie no i Tyler?- zapytała.- Wszystko w porządku, dlaczego pytasz?- wyraźnie się zmieszała.- Aaaaaaaaa ja tak tylko pytam- zająknęła się. Jednak ja jej w tej chwili już nie widziałam. Doznałam szoku widząc jak Klaus wyłania się za rogu korytarza.- Słuchaj Bonnie wiedziałaś, że On zjawi się w szkole- zapytałam prosto z mostu.- Nie wiedziałam jak ci to powiedzieć- dziewczyna spuściła głowę.- Wiesz może co tutaj robi?- pokręciła głową.- Nie mam pojęcia- chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zadzwonił dzwonek i musiałyśmy iść na lekcję historii. W klasie panował olbrzymi gwar. Jednak kiedy nauczyciel wszedł do sali wszyscy oniemieli. Nie to nie możliwie a jednak niezaprzeczalne do pomieszczenia jako nauczyciel wszedł nie kto inny, a Klaus we własnej osobie. To są chyba jakieś jaja, pomyślałam.
- Nazywam się Niklaus Mikaelson. Mówcie mi Klaus. Od dzisiaj to ja będę was uczył historii- uśmiechnął się. Jednak po chwili spoważniał i dodał- mam ogromną nadzieję, iż godnie zastąpię wspaniałego nauczyciela jakim był pan Saltzman- po jego słowach zapanowała niczym niezmącona cisza. Spojrzałam na Stefana, który siedział najbliżej mnie. Wydawał się być równie mocno zszokowany jak ja. Klaus jednak z godnym pozazdroszczenia opanowaniem po kilku minutach zaczął prowadzić lekcję. Inni uczniowie wydawali się być nim oczarowani. Nie dziwię im się, jego wiedza jest naprawdę imponująca. Kiedy zajęcia dobiegły końca postanowiłam z nim porozmawiać. Poczekałam, aż wszyscy wyjdą, podeszłam do biurka i zapytałam:
- W co ty sobie pogrywasz, co?- nie od razu na mnie spojrzał, kiedy przemawiał powoli podnosił głowę.- Droga, Caroline rozczaruję cie w nic nie gram, kochana- rozzłościłam się.- Jak śmiesz patrzeć mi w oczy i mówić, że w nic nie grasz- podniosłam głos.- Zabijasz te wszystkie kobiety z zimną krwią i jeszcze masz czelność pojawiać się w mojej szkole- zawahałam się, jednak dodałam.- Ty, ty obrzydliwy sukinsynie- w tej samej chwili kiedy wypowiedziałam ostatnie słowa poczułam jak uderzam plecami o ścianę.- Jak śmiesz tak do mnie mówić!- krzyknął.- Jesteś tylko nic nieznaczącym wampirem! Mogę cie w jednej sekundzie rozgnieść jak komara na ścianie!- jego oczy poczerwieniały od gniewu, teraz zobaczyłam w nim jego wilcze oblicze. Po chwili nabrał tchu i dodał spokojniej.- Oskarżasz mnie o rzeczy, z którymi nie mam nic wspólnego. Ale wiesz co udowodnię wam wszystkim, że nie mam z tymi morderstwami nic wspólnego, a teraz wynoś się stąd zanim zmienię zdanie- puścił moje ramiona. Nie czekając dłużej uciekłam z klasy.

Klaus:

Byłem naprawdę wściekły. Ale ona ma tupet. Źle postąpiłem dając się ponieść emocjom. Moja wilcza natura wymknęła się z pod kontroli. Przecież w każdej chwili ktoś mógł tutaj wejść. Jednak nie to jest teraz ważne. Caroline, już drugi raz w ciągu tych dwóch minionych tygodni oskarżyła mnie o zbrodnie, której nie popełniłam. Musiałem się dowiedzieć co się dzieje w tym mieście. Potrzebowałem pomocy. Podszedłem do biurka, wziąłem telefon i wybrałem numer, po dwóch sygnałach usłyszałem:
- Słucham- głos Kola.- Cześć bracie, nie będę owijał w bawełnę, nie mam na to czasu, Gdzie jesteś?- zapytałem.- W Los Angeles, coś się stało?- odchrząknąłem.- Potrzebuje twojej pomocy. W Mystic Falls dzieją się ostatnio dziwne rzecz. W ciągu minionych dwóch tygodni zginęło tutaj siedem kobiet. Nie zgadniesz kto był pierwszą. Tracy Hopman- przerwałem.- A kto to?- zapytał Kol.- Ta dziewczyna z baru, pamiętasz ją?- przytaknął.- Co mam zrobić?-zapytał.- Gdybyś mógł przyjechać tutaj i trochę powęszyć. Byłbym ci dozgonnie wdzięczny- zaśmiał się.- Jasne bracie, będę najszybciej jak tylko się da. A powiesz mi dlaczego ty nie możesz jak to ująłeś "powęszyć"?- kolejne pytanie.- Przyjąłem posadę nauczyciela historii w szkole- znów się zaśmiał.- Dlaczego odnoszę wrażenie, że ma to coś wspólnego z tą blond seksbombą? Dobra mniejsza z tym. Do zobaczenia niebawem- powiedział i rozłączył się. Cieszyłem się, że wreszcie zakończyłem tą głupią rozmowę. Kol bardzo mnie irytował, ale w tym momencie tylko na niego mogłem liczyć. Co za zrządzenie losu, pomyślałem i opuściłem klasę...
______________________________________________________________________________
Dzisiaj nie poszłam do szkoły, więc postanowiłam dodać rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba:) KOMENTUJCIE. Pozdrawiam:)

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 6

Caroline:

Obudziłam się następnego dnia rano w podłym humorze. Nie pamiętałam kompletnie nic ze wczorajszej imprezy. Co się wczoraj dokładnie działo? No tak spotkaliśmy Klausa w Grillu z jakąś lalunią. Wyglądasz pięknie, zazdroszczę Tylerowi. Miłej zabawy. On i te jego głupie gatki, jeszcze ten akcent. Grrrrrrr nienawidzę go!- jednak moje rozmyślenia na ten temat zostały brutalnie przerwane, ponieważ ktoś mnie przygniótł. 
- Kochanie, nawet nie wiesz jak ja za tobą tęskniłem- Tyler co on tutaj robi- zastanawiałam się.- Dzień dobry, która godzina?-zapytałam.- Wpół do siódmej- o mój boże on musi stąd znikać. Mama zaraz wróci z pracy!- Słuchaj Tyler, ja nie chce być niemiła, ale musisz już iść. Moja mama zaraz wróci do domu po nocnym dyżurze i byłoby dość niezręcznie gdyby Cie tutaj znalazła- uśmiechnął się.- Rozumiem już się ubieram- bardzo się ociągał jednak w końcu opuścił mój dom. Nie wiem dlaczego ale ostatnio wolałam przebywać sama. Może to obecność Tylera tak mnie drażniła sama nie wiem ale kiedy byłam z nim chciałam być sama, a kiedy byłam sama zaczynałam myśleć o... Klausie. Czyżbym zaczynała wariować. Tak to na pewno znaczy, że tracę rozum. Musiałam się czymś zająć. Mama za chwile wróci do domu a tutaj taki bałagan. Czas na sprzątanie w ekspresowym tempie. Zajęło mi to dokładnie godzinę a mamy jak nie było tak nie ma. Może coś się jej przytrafiło?- zastanawiałam się. Jednak po kilku minutach usłyszałam otwieranie drzwi. Wróciła, co za ulga. Weszła do salonu, miała bardzo przygnębioną minę.- Mamo czemu to tak długo trwało? Coś się stało?- poczułam niepokój.- Miałam już wychodzić, kiedy odebraliśmy komunikat, że w parku znaleziono ciało dziewczyny- wytrzeszczyłam na nią oczy.- To Tracy Hopman, nowa w naszym miasteczku. Jak możesz się domyślić jej gardło zostało rozszarpane na strzępy- już rozumiałam.- Zaatakował ją wampir, prawda?- mama tylko skinęła głową.- Jednak córeczko jest coś dziwnego, co mnie zastanawia. Wiele razy tuszowałam sprawy zabicia człowieka przez wampira wiem jak to wygląda, ale gardło tej dziewczyny miało trochę inne obrażenia niż wszystkie dotychczasowe ofiary. Jakby jakiś wampir miał inne uzębienie- uśmiechnęłam się, ale po chwili dotarło do mnie, że tylko hybrydy różnią się od nas. Nagle mnie olśniło.- Mamo, czy ta cała Tracy to bardzo ponętna brunetka o kręconych włosach?- moja mama zrobiła dziwną minę.- Tak zgadza się, ale moment skąd ty to wiesz?- nie miałam czasu jej tego teraz tłumaczyć.- Nieważne, muszę teraz wyjść wrócę później- pocałowałam ją w policzek i wyszłam zanim zdążyła mi coś odpowiedzieć.

Klaus:

Po tym jak Tracy opuściła moją rezydencje nalałem sobie szklaneczkę Burbona i usiadłem przy kominku. Jednak po chwili poczułem niewyobrażalną senność, którą ktoś w tym momencie śmie mi zakłócać. Wstałem z łóżka, byłem zły. Zszedłem na dół i otworzyłem. W drzwiach stała Caroline.
- Mógłbyś się chociaż ubrać- bąknęła na przywitanie.- Mi również jest miło cie widzieć Caroline- uśmiechnąłem się przymilnie.- Jeśli chodzi o mój strój, przecież nie stoję przed tobą jak mnie pan Bóg stworzył, a z tego co pamiętam widziałaś mnie już tak kiedyś- spuściła wzrok.- Nie przyszłaś tutaj chyba po to żeby mi wypominać to jak chodzę ubrany we własnym domu- pokręciła głową.- Czemu, więc zawdzięczam tą przyjemność?- natychmiast oprzytomniała.- Przyszłam tutaj po to żeby się dowiedzieć dlaczego ją zabiłeś? Czym sobie na to zasłużyła? Przecież wiesz doskonale, że nie wolno nam tego robić!- krzyknęła na jednym wdech.- Przepraszam, kogo ja znowu niby zabiłem, jeżeli mogę spytać?- byłem bardzo zdziwiony- Tracy, Tracy Hopman to ta dziewczyna z baru- odpowiedziała.- Ona nie żyje? Nic mi na ten temat nie wiadomo- zaczynała się na mnie złościć.- Kłamca!!- krzyknęła.- Czy ty chociaż raz nie możesz być uczciwy i powiedzieć prawdy?- i nie czekając na moją odpowiedź wyszła trzaskając drzwiami i zostawiając mnie w całkowitym szoku...

______________________________________________________________________________
Wiem, że rozdział krótki i niezbyt ciekawy. Niestety nie mam ostatnio czasu wymyślać czegoś dłuższego ale obiecuje, że się poprawię. Ten rozdział jest przejściowy następny będzie ciekawszy.  Możliwe, że pojawi się jeszcze przed świętami albo w przerwie między nimi a Sylwestrem. Pozdrawiam i proszę KOMENTUJCIE to mi pomaga:)

Obserwatorzy